Oj, nijak się za robotę dziś wziąć nie mogę. Nie tylko z powodu czasu płynącego na wsi tak legendarnie wolno, że zanim człowiek wstanie, pójdzie do kotłowni, wyniesie popiół, napali w piecu, zmiecie spod drzwi resztki węgla, odśnieży przejście, zrobi dziecku śniadanie, zje i siądzie do pracy, mijają dwie godziny. Mądrzy ludzie mówią tajemniczo "Taki dzisiaj dzień".
Zastosowałem jeden ze środków ostatecznych: w momencie, gdy już zdecydowanie musiałem wziąć się do pracy, odpaliłem na piętnaście minut grę. Pomogło. Na godzinę. Zjadłem już łącznie dwa śniadania, wypiłem trzy kawy i herbatę, poczytałem nawet, co ludzie na Fejzbuku piszą (a czynię to od pewnego czasu bardzo rzadko), pograłem na banjo, a wszystko w przerwach od pracy. Teraz, jak widać, też nie pracuję. A za godzinę wraca potomek i będzie jeszcze trudniej. Cóż, szykuje się wieczór pełen Excela...
Posłuchałbym sobie muzyki, to pomaga skupić się na pracy, kiedy umiejętność koncentracji robi sobie wolne. Ale muzyka, której słucham, ni cholery nie pasuje do mrocznych treści, nad którymi siedzę. Powinienem siedzieć.
Nic to. Trzeba pracować jak się da. Z prokrastynacją na ramieniu i lękiem przed zarwaną nocą w sercu. Kończę, bo szkoda czasu. Do roboty! Jeszcze tylko najpierw...