środa, 25 marca 2020

Nie byłem z wami na ulicach...

No i jednak przyszło zostać w domu, a planowane wyjazdy i wizyty straszą tylko powiadomieniami w komputerowym kalendarzu.

Jest jak jest, cóż robić. Na wsi jest jednak spokojniej. Mamy całą przestrzeń na ruch, własny ogródek i piwniczkę z zapasami. Nie czytam internetów. Wychodzę na dwór, jadę do miasteczka i widzę, jak jest. A jak będzie – tego nie wie nikt.

„Ponad 900 przypadków zakażeń w Polsce" – krzyczy Onet. No tak, to może być i 9 milionów. Dziesiąta ofiara. Nie licząc „niewydolności krążenia”, prawda? ;) Ultrazaraźliwy wirus o tak zróżnicowanych, czasem wręcz żadnych objawach, a wiadomo, ile osób zainfekował. Bardzo ciekawe. Można się w tym uwikłać, dyskutować nad niuansami, szczegółami itd. Gra, którą teraz tłumaczę, ma znacznie bardziej zawikłaną historię niż ta epidemia i mogłaby wkręcać tak samo, gdyby teksty pojawiały się w serwisach informacyjnych. Jest pewnie też tak samo (nie)prawdziwa, jak wiele informacji.

oleszczuk.art
Chcielibyśmy wiedzieć, co jest i co będzie. Ale nie wiemy i się nie dowiemy. Tak naprawde mamy tylko świat rzeczywisty i pozamedialny, własne oczy i uszy. Pozostaje przygotowanie się na wszystko i akceptacja faktu, że nie mam na to wpływu ani kontroli nad tym. I że czytanie kolejnych artykułów da mi tyle poczucia bezpieczeństwa, co alkohol lub narkotyki. Tak łatwo ulec złudzeniu, że dzięki mediom będę wiedział, co stanie się jutro. Ćpanie medialnej papki na chwilę znieczula. Co jednak pozostawia po sobie?

„Nie trzeba pogodynki, żeby wiedzieć, w którą stronę wieje wiatr”, jak śpiewał Bob Dylan. Żyjemy w czasach, w jakich żyjemy, ale pewne rzeczy działają od wieków i nic tu się nie zmieniło poza tym, że o nich zapominamy. Intuicja. Instynkt samozachowawczy. Moc spokoju. Akceptacja tego, co trwa.

Co zatem tutaj, na wygwizdowie? Cisza, spokój i ludzie trochę szukający siebie i siebie nawzajem, a trochę wystraszeni. I nowe normy szkolnictwa, a wraz z nimi pytania, na ile ich przestrzegać, a na ile pozostać z własnymi przekonaniami w kwestii rozwoju dziecka. Niepokój, czy chwilowy brak zleceń nie przerodzi się w brak stały. Zamykające się przychodnie, a więc sens ciepłego ubierania się i unikania drabin oraz innej kaskaderki podczas wiosennych prac przydomowych. I najbliższy pozaszkolny kolega synka, który jednocześnie mieszka w jedynym znanym nam bezpośrednio domu, w którym trwa kwarantanna. A więc Hangouts na telefonie dziecka, żeby mógł pogadać trochę z kolegami nie najbliższymi. Póki co tyle. Dziś. Co jutro? Nie wiem. I nie dowiem się tego wcześniej niż jutro, choć z każdej strony ktoś próbuje mnie przekonać, że dokładnie to wie. Strącam to wszystko z ramion. Dzięki temu lżej jest dźwigać codzienny, większy ostatnio ciężar.