wtorek, 21 sierpnia 2018

Jabłkozbiory

Przez suche i gorące lato jabłka nie urosły za bardzo. Za to obrodziły nad podziw. Dziś zebrałem skrzynkę koszteli ze starego, pięknego drzewa pośrodku naszego sadu. Małe, zielone, słodziutkie owoce. Nie proponowałem nikomu, żeby przyjechał i pozbierał je, ale niesłusznie - na drzewie jest tyle jabłek, że starczy dla wielu, nie tylko dla nas.

Trzeba tylko je pozbierać.

Musi się chcieć.

Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekam ze zbieraniem. Na pewno po części dlatego, że co sezon wiele jabłek gnije nam w piwnicy, nie jesteśmy wielkimi miłośnikami, pijemy niewiele soku jabłkowego, nie robimy cydrów, szarlotek, przetworów itd. Ale pewnie też dlatego, że pamiętam zrywanie jabłek z dzieciństwa. Jako młody chłopak pomagałem rodzicom w pracach dorywczych w sadzie. Ciężko to znosiłem. Może dlatego, że byłem jeszcze zbyt młody na kilkugodzinną, monotonną pracę, a może po prostu urodziłem się niereformowalnym leniem. Mówią, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, a przecież moi rodzice to ludzie pracowici jak mało kto, przynajmniej na tyle, na ile mogli to w życiu sprawdzić. Ja lubię sobie tłumaczyć, że pochwalam minimalizm - w otoczeniu, w kontaktach z ludźmi, w posiadaniu, a także w zarabianiu i pracowaniu. Dużo lubię tylko tworzyć. I mieć czasu.

W każdym razie jabłek mamy masę, a wkrótce również znajomi, których spotkamy, nie będą narzekać. To, czego nie wyzbieramy, wyląduje na ziemi, a potem pod kosiarką. Szkoda pysznych, niepryskanych, naturalnych jabłuszek, więc w międzyczasie sam zbieram. Nieważne lenistwo, traumy z dzieciństwa i rozmyślania nad bezsensownością zbierania jabłek w sadzie, który zbiegiem okoliczności tylko przypadł nam w udziale.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Anomalie pogodowe i szufla do śniegu w ruch!

Przez 40 minut lało w naszej wiosce tak, że najstarsi mieszkańcy nie pamiętają. Nie dlatego, że nie było gorszych nawałnic, tylko... no cóż, u mnie też latka lecą i pamięć już nie taka, jak dawniej.
Tak czy inaczej, gdy było po wszystkim, trawa w naszym sadzie roiła się od niedojrzałych jabłek i prawie już dojrzałych śliwek. Nawet kilka gruszek z młodziutkiego drzewka, com je parę lat temu zasadził, walało się wokół wątłego pnia.

Z tej okazji chciałbym się z Wami podzielić sposobem na szybkie uprzątanie takiego bałaganu. Podstawa to wiadomo - zgrabić na kupki, wrzucić na taczkę i jazda na kompostownik. Przy takiej pracy najwolniej idzie właśnie zbieranie. I tu wkracza tytułowa szufla od śniegu!

Przysuwamy szuflę do zgrabionej kupki owoców, a drugi jej koniec opieramy o podołek swój. Bierzemy grabie i zgarniamy cholerstwo na szuflę. A potem - na taczkę. W ten sposób w ciągu 15 minut wywiozłem na kompostownik 5 taczek.

I tyle.


Rzadko się odzywam, wiem. Ale coraz częściej myślę o tym blogu i chyba zacznę odzywać się raz na jakiś bardziej regularny czas. Wkrótce napiszę, co tam ogólnie słychać.