środa, 29 stycznia 2014

dzień prokrastynatora

Oj, nijak się za robotę dziś wziąć nie mogę. Nie tylko z powodu czasu płynącego na wsi tak legendarnie wolno, że zanim człowiek wstanie, pójdzie do kotłowni, wyniesie popiół, napali w piecu, zmiecie spod drzwi resztki węgla, odśnieży przejście, zrobi dziecku śniadanie, zje i siądzie do pracy, mijają dwie godziny. Mądrzy ludzie mówią tajemniczo "Taki dzisiaj dzień".

Zastosowałem jeden ze środków ostatecznych: w momencie, gdy już zdecydowanie musiałem wziąć się do pracy, odpaliłem na piętnaście minut grę. Pomogło. Na godzinę. Zjadłem już łącznie dwa śniadania, wypiłem trzy kawy i herbatę, poczytałem nawet, co ludzie na Fejzbuku piszą (a czynię to od pewnego czasu bardzo rzadko), pograłem na banjo, a wszystko w przerwach od pracy. Teraz, jak widać, też nie pracuję. A za godzinę wraca potomek i będzie jeszcze trudniej. Cóż, szykuje się wieczór pełen Excela...

Posłuchałbym sobie muzyki, to pomaga skupić się na pracy, kiedy umiejętność koncentracji robi sobie wolne. Ale muzyka, której słucham, ni cholery nie pasuje do mrocznych treści, nad którymi siedzę. Powinienem siedzieć.

Nic to. Trzeba pracować jak się da. Z prokrastynacją na ramieniu i lękiem przed zarwaną nocą w sercu. Kończę, bo szkoda czasu. Do roboty! Jeszcze tylko najpierw...

5 komentarzy:

  1. Ech, łączę się z Tobą w cierpieniach freelancerów - i tych wiejskich, i tych miejskich! Od dłuższego czasu pochłania mnie refleksja, jak wycisnąć czas pracowy jak cytrynkę, żeby potem mieć wolne, ale jak już usiłuję pracować, to wokół najzwyczajniej dzieje się życie! I tak oto śniadanie, kawa, kulki, djembe, pies, pogaduchy, obiad, artykulik tu, pranie, artykulik tam, wycieczka na Google Street View... :)
    Dziś znalazłam taki oto poradnik: http://bieganie.pl/?show=1&cat=137&id=6217, niby o sporcie, ale jednak o organizacji. I jedyne co, to się z koleżanką setnie uśmiałyśmy, zastanawiając się na czacie, kiedyż temu panu się życie rozgrywa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cicho, bo Kasia przeczyta i nas wywalą. ;)
      Ten poradnik to pewnie podczas pracy przy zleceniu znalazłaś? :)
      Mnie ratuje tylko planowanie zadaniowe i wewnętrzne deadline'y. Dzisiaj muszę raz przeczytać odtąd dotąd, choćbym miał siedzieć do rana. I koniec, nie ma odkładania na jutro. To jedyna samodyscyplina, na jaką mnie stać w niektóre dni, jak dzisiaj na przykład. I mobilizuje, szczególnie gdy już zmrok zapada. Dzisiaj już sobie nie pogram wieczorem. Ale może chociaż się w miarę wyśpię.
      Kończę. Ale nie przez pracę. Teraz niunio wrócił i jest level 2: "Zasikałem się, tato...". Prokrastynacja delegowana. ;)

      Usuń
  2. A ja dodam po cichu od siebie, że czasem warto posłuchać samego siebie i wpaść w lenistwo. Jeśli tylko nie zagrozi to terminom, oczywiście. :)
    Z freelancerskim pozdrowieniem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, ciekawiej jest dziś się śmiać, a jutro płakać, niż przeżyć dwa przeciętne dni. :) Ale ja dzisiaj miałbym raczej dużo snu i marudzenia, niż śmiechu, za to jutro byłby ból.

      Usuń
  3. Witaj, myślę, że chodzi Ci właśnie o nasz dom. Masz rację, dojazd jest ciężki, ale jak się ma nawet małą terenówkę to można dać radę. Kilka jednak razy zasypało nas tak ostro, że musieliśmy iść piechotą. Gdybyśmy jednak mieli duży samochód terenowy to też dalibyśmy radę przejechać. Pozdrawiam ciepło i będę zaglądać.
    PS. W jakiej części Warmii mieszkacie?

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)