sobota, 6 lipca 2013

wyngiel w drzwiach

Oj, nie mam dziś siły na nic, poza pracą komputerową i graniem na gitarze. Co prawda po drodze do sklepu nazbierałem nieco próchna wierzbowego spod jednej z przepięknych rosochatek rosnących przy szosie, a także uszczelniłem i dopasowałem za pomocą listewek daszek do ula, ale na machanie łopatą już nie starczyło pary. Bo przywieźli wyngiel.

Myślałem, szczerze mówiąc, że bryły będą większe - takie zamówiłem i takie leżały w wanience pod tabliczką z ceną. Tymczasem obok brył tzw. grubego orzecha otrzymałem mnóstwo groszku. Gdy zwróciłem uwagę na różnicę zawartości wywrotki i wanienki, usłyszałem: "Wie pan, na paradzie nawet rumuńskie wojsko wygląda korzystniej", a gdy odparłem: "Myślałem, że to oferta, a nie parada", otrzymałem zapewnienie o rabacie w przyszłym roku i zaproszenie do osobistego nadzoru ładowania. Skorzystam z tego na pewno i wszystkim też radzę. Już mi zresztą proponował to sąsiad, ale mieszczańska mentalność odwiodła mnie od tak dokładnego kontrolowania sprzedawcy. Cóż - wyngiel nie telewizor, lepiej nie kupować go w pudełku firmowym.

Na dodatek jeszcze słabo postarałem się przy organizacji wyładunku. Pal licho fakt, że wyngiel wylądował prosto na trawie, a przecież mam w drewutni wielką blachę, którą można było podłożyć. Najgorsze, że spadający wyngiel przymknął drzwi do chlewika, gdzie składuję opał. W przerwach od pracy nad międzynarodowymi projektami ostro się namachałem łopatą, żeby uchylić owe magiczne wrota nieco bardziej. Apeluję do siebie i wszystkich niewprawnych neowieśniaków: jeśli drzwi nie pozwalają na wyładunek bezpośrednio we wnętrzu, trzeba je maksymalnie otworzyć (to wiedziałem) i mocno trzymać. Albo w ogóle wyjąć z zawiasów.

Dobrze, że w ogóle mogłem się przecisnąć do środka - gdyby cholerny ów wyngiel zatrzasnął drzwi, miałbym całe mnóstwo bezproduktywnego machania łopatą. A tak po ok. czterdziestu minutach osiągnąłem połowiczny sukces:

Reszty dokona za kasę sąsiad, który dorabia sobie u ludzi na takich robotach. Zrobi to sprawniej i dokładniej. Ja w tym czasie zarobię przed ekranem i na niego, i na siebie. Wszyscy będą zadowoleni, a wyngiel będzie sobie drzemał w kącie w oczekiwaniu na jesień, która u nas już na początku września pewnie, jak zwykle.

Hmm, na zdjęciu ten wyngiel nie wygląda w sumie tak drobno. Trudno oszacować średnią wielkość grudy. Hmm... Kuszące wyzwanie.

Jako że dziś z nikim się nie mogę jasno dogadać, ani w pracy, ani na Fejzbuku, ani przez telefon, idę zatopić się w meandrach samotności. Pora otworzyć piwo i włączyć jakąś grę.

PS Pan Mirek z Poznania przysłał następującą ilustrację do wpisu rodem z najlepszych tradycji polskiej kinematografii:
Bardzo dziękuję, dzięki niej cała sytuacja nabrała kolorytu.

1 komentarz:

  1. Będzie węgiel drzemał albo się wyniesie w nieznane... ostatnio łajza (czyli wioskowy złodziej) wynosi różne rzeczy z siedliska.
    Zaczynam myśleć o kamerce.

    Dorka

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)