Pamiętacie czasy bez komórek? Kiedy ktoś wyjeżdżał lub ktoś zostawał, gdy podczas podróży kontakt nie był możliwy? Tę tęsknotę połączoną z niepokojem, pragnienie nie tylko ujrzenia domowników, ale też posłyszenia ich głosów? Usłyszenia odpowiedzi na pytanie "Co tam u was?"? Ja miałem tak dziś, kiedy to po tygodniowej prawie nieobecności wróciłem do domu. Karolci w tym czasie też nie było. Ani synka. O kogo zatem niepokoiłem się tak, że aż nazbyt szybko pokonywałem ostatnie kilometry? Pewnie już wiecie o kogo. O kogoś, do kogo nie mogłem zadzwonić.
Na szczęście okazało się, że pszczółki nie tylko mają się dobrze, ale uwijają się jak w ukropie. Cichutkie i pracowite. Dziś już im nie będę przeszkadzał, a jutro pojadę tam, gdzie rosną ogromne wierzby rosochate i nazbieram próchna do podkurzacza.
Jak dobrze być wreszcie w domu!
Komórek nie było ale i czasy były jakby...lepsze...
OdpowiedzUsuń