czwartek, 27 czerwca 2013

refleksje przy koszeniu oraz żegnajcie, jaskółki

Hmmmm...

Świat owadów może być nie tylko nad wyraz wredny, ale jest też bardzo różnorodny. Podobnie jak ludzie zresztą. Weźmy taką muchę. Żywi się gównem i byle czym, mnoży się byle gdzie, ukąsić porządnie nie umie, jej jedyna broń to tchórzostwo. Biorąc pod uwagę te ludzkie kryteria, można rzec, że mucha to zwierz podłej proweniencji. Dla porównania pszczoła - wedle tych samych kryteriów owad bodaj najszlachetniejszy - żywi się własnoręcznie (własnożuwnie?) i kunsztownie sporządzonym miodem, mnoży się w schludnych, przemyślnie zaprojektowanych i pachnących komórkach z doskonałego, zdrowego wosku, broni się bohatersko, oddając życie za swoją rodzinę, i wraz z siostrami potrafi powalić na śmierć nawet konia. Na domiar dobrego nawet gdy użądli, jest to zdrowe dla człowieka. O ile nie kojfnie.

A propos potencjalnego kojfania po użądleniu pszczoły, byłem dziś u lekarza po receptę na adrenalinę, której wstrzyknięcie niezbędne jest podczas wstrząsu anafilaktycznego. Jednak nie kupiłem jej, ponieważ przepisanego anapena (gotowej mieszanki w specjalnym aparaciku injekcyjnym do natychmiastowego wstrzyknięcia) nie ma. Jedna z aptek w miasteczku podjęła się zamówienia towaru w cenie... 290 zł. Za jedną dawkę. Dla dziecka. Dla dorosłych nie ma. Dobrze, że jadę znów w Polskę - może gdzieś znajdę ten lek, choć w internecie wyświetlają, że trudno go dostać.

Ale wracając do much, chamskich i smrodliwych jak najpodlejsze gobliny i snotlingi, i pszczół, leśnych elfek owadziego świata. Rozciągając nieco tę typologię na ptaki, trzeba by stwierdzić, że nie lepsza ona od muchy, a nawet gorsza, bo nie tylko dom swój z gówna buduje, ale na dodatek... żywi się pszczołami. I na próżno Zbigniew Nienacki przy pomocy postaci malarza Porwasza w ujmująco piękny sposób sławi owego wdzięcznego ptaszka (tutaj odpowiedni fragment, wystarczy wyszukać na stronie słowo "jaskółka"). Jaskółki albo pszczoły. Gniazdo, które wisi nad oknem naszej sypialni musi zniknąć. Jeszcze nie wiem, kiedy wykurzyć jaskółki z najmniejszą dla nich szkodą, ale żeby wyniosły się od nas. Ale wykurzyć je będę musiał. Choć szkoda. Już nie będzie synek pokazywał małego łebka wystającego z gniazda i krzyczał: "O! Kulcacek!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)