wtorek, 4 marca 2014

ciemna strona neowieśniactwa

Pisałem już wcześniej, że kontakty wirtualne z ludźmi prawdziwych relacji nie zastępują ani trochę, są praktycznie tylko rozrywką. Ma to swoją znacznie dla mnie smutniejszą stronę. Coraz częściej, odkąd mieszkam na wsi, mam poczucie osamotnienia we wszelkich przedsięwzięciach, których dokonuję z konieczności poza naszą wioską i okolicą. Ślę maile, na które nikt nie odpisuje, dzwonię do ludzi, którzy nie oddzwaniają, choć łączą nas wspólne i intensywne działania... Z mojej perspektywy wygląda to tak, że robimy coś ważnego, pilnego, ciekawego, jestem nakręcony, komunikuję się na bieżąco i oczekuję tego samego, bo przecież jak inaczej? Jak to tak? A jednak... Zdałem sobie wczoraj sprawę, że ci wszyscy ludzie mają po prostu inne, bardziej "żywe" sprawy z osobami żywymi, a nie wirtualnymi jak ja. Bo co z tego, że raz na jakiś czas wyrwę się do Polski - na co dzień jestem tu, kontakt ze mną jest utrudniony. Wspólne sprawy z kimś takim zawsze - choćby i nieświadomie - będą ustępować w hierarchii temu, co fizycznie nagli bliską obecnością i możliwością teoretycznego choćby spotkania się w każdej chwili.

Nie chcę wracać do miasta, niespecjalnie wyobrażam sobie codzienne życie wśród spalin, tysięcy aut, w hałasie i tłumie. Nie wyobrażam sobie też jednak siebie jako wycofanego ze wszelkiej aktywności pustelnika, który robi w życiu tylko to, co może zrobić sam. Tymczasem w każdej sprawie, w każdym projekcie, w którym wraz ze mną uczestniczą inni, z konieczności oddaleni o setki kilometrów... czuję się samotny. A wirtualny kontakt ze znajomymi, których ostatnio widziałem rok temu lub jeszcze dawniej, to tylko smutne, dokuczliwe złudzenie podtrzymywanej relacji, za którym kryje się zwykłe zapominanie siebie, niezależnie od tego, jak bardzo chciałoby się udawać, że jest inaczej. Cóż - zdawałem sobie sprawę z tego, że tak może być, wiedziałem, że zawodowo jestem spalony, jeśli chodzi o pewne branże, ale chyba nie przypuszczałem, że to aż tak. Albo myślałem, że do wszystkiego, co chcę w życiu robić, znajdę towarzystwo tutaj, w pobliżu.

A projekty piękne powstają w takiej na przykład Warszawie. Trochę pod nastrój, a trochę dlatego, że i tak chciałem się z Wami tym podzielić, piosenki nowo powstałego zespołu Oczy. Prawda, że piękne? A ten głos...

13 komentarzy:

  1. Ja mam zupełnie inne, niejako odwrotne odczucia. Kontakty "miejskie" wydają mi się z perspektywy czasu bardzo powierzchowne, trochę nieszczere i powiązane z szerokopojętymi "interesami". Na naszej wsi wrosłam już w lokalną społeczność. Spotykamy się z sąsiadkami, realizujemy wspólne projekty, załozyłysmy stowarzyszenie, możemy liczyć na siebie nawzajem w trudnych sytuacjach i przy zwyczajnych, zyciowych sprawach. Jesli chodzi o kontakty inne - jest pobliski Elbląg, i świetna grupa ludzi a Alternatywnego Klubu Literackiego przy elbląskim teatrze. Spotykamy sie i gadamy, gadamy, gadamy. A zawodowo nadal jestem związana z Warszawą, ale tu naprawdę wystarczają mi telefony i maile. A prawdziwi ludzie, realne kontakty sa tutaj - w naszej wsi i najbliższym otoczeniu.
    Pozdrawiam
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też mamy taki klimat sąsiedzki i dlatego zupełnie mi nie brakuje towarzystwa, tak jak poprzednio, w podmiejskiej wsi z chałupami za milion i płotami na 3 metry, gdzie przez dwa lata przechodziliśmy kwarantannę przed rzuceniem się w przestrzeń. Mnie chodzi bardziej o sprawy zawodowe, półzawodowe i swoją pasję, której bez ludzi rozwijać się nie da.

      Usuń
    2. Rozumiem. Ja mam fuksa, bo jest fajne środowisko piszące w Elblągu ( 20 minut od domu:-))) Odkąd dołączyłam do Alternatywnego Klubu Literackiego czuję, że żyję - duchowo i twórczo. A sprawy czysto zawodowe...no cóż. Tu już w grę wchodzą KILOMETRY.
      Pozdrówki
      A.

      Usuń
  2. To ja wypośrodkuje to co piszesz Ty i to co pisze Asia. Tobie pewnie chodzi o fajne muzyczne projekty, przy których realizacji mniej możesz się spełniać będąc daleko (mi też łatwiej byłoby realizować się artystycznie, gdybym mieszkała w dużym mieście), Asia myśli o działaniach społecznych, tworzeniu wiejskich projektów, oboje więc macie rację. Ja z kolei z jednej strony zauważyłam trochę szczerych fajnych kontaktów, które nawiązałam z ludźmi dzięki mieszkaniu na wsi, ale od jakiegoś czasu widzę też, że od wielu ludzi się oddaliłam, albo oni ode mnie, bo za daleko jest im przyjechać taki kawał drogi. Są też tacy, którzy nagle zaczęli mnie bardziej lubić, bo perspektywa spędzenia weekendu w otoczeniu wiejskiej przyrody jest fantastyczna. Nie ma złotego środka, ale z pewnością mieszkanie na wsi jest tego środka bliżej, myślę też że wieś daje niesamowite możliwości realizowania się artystycznie, w taki wiejski (ale nie wieśniacki) sposób. Takich inspiracji w mieście nie znajdziesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może u Ciebie na imprezie poznam jakichś lokalnych muzyków. Zwiększyłem sobie limit projektów z dwóch do wielu, więc fajnie, jakby coś się lokalnie udało. :)

      Usuń
  3. Ha widzisz, a ja mam kompletnie inne odczucia, może niekoniecznie z perspektywy miejsko-wiejskiej, ale perspektywy kilometrowo-dalekiej. Porozjeżdżali mi się przyjaciele po świecie, i ja w pewnym etapie się znalazłam w Hiszpanii, gdzie życie toczyło się swoim południowym rytmem i było cudnie, ale właśnie brakowało mi relacji z żywym człowiekiem i spotkań na żywo, wypitych niezliczonych kaw/herbat/win, i takich tam właśnie relacji, prawdziwych. Brakowało do tego stopnia że postanowiłam wrócić dla tych spotkań, mimo gorszych zawodowych perspektyw i gorszej pogody. I okazuje się, że wszelkie wirtualne relacje takimi w pewnym sensie pozostały. Ba, nawet straciły na intensywności nieco odkąd możliwość spotkania się właściwie nie powinna stanowić żadnego odległościowego problemu. Przez te parę lat każdy się jakoś urządził po swojemu a nasze wzdychanie do tego jak cudownie znów by było mieszkać blisko pozostało tylko wzdychaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz właśnie takie same odczucia jak ja. Wirtualne relacje to wirtualne relacje. Relacje-zombie. Fajne, dostarczające jakiejś tam rozrywki, ale nieistotne w głębszym znaczeniu słowa "relacja".

      Usuń
    2. Z tymi profesjonalnymi muzykami to może być kłopot, więc się na to nie nastawiaj, ale z pewnością poznasz trochę podobnie zakręconych ludzi, co może zainspirować do wielu miejscowych, artystycznych działań (ja sama też szukam pomysłów do takowych, chociaż w nieco innej dziedzinie, ale jakże bliskiej).

      Usuń
  4. ,,Nie wyobrażam sobie też jednak siebie jako wycofanego ze wszelkiej aktywności pustelnika'' zaczęliśmy od cytatu z Twojego wpisu bo wydaje nam się że to jest clue tego wpisu. Widzisz my pewnie mamy inny ogląd rozterek jakie dotknęły Ciebie ale przyczyna jest prosta - nasz staż życia na wsi prawie 28 letni. To czas i doświadczenia powodują że człowiek zaczyna inaczej patrzeć na wiele spraw, I Asia i Natalia mają jak najbardziej rację, ale jest to racja taka Neowieśniacza. Ostatnio Twój komentarz u nas na blogu skwitowaliśmy ,,Bo jesteś mieszczuchem'' i według nas właśnie tak jest jesteś mieszczuchem mieszkającym na wsi.
    Wszystkie te rozterki będą cię dopadać do momentu aż nie zrozumiesz że, jak to mówią buddyści ,,aby być, trzeba być całym sobą TU i TERAZ'. Masz te problemy ,,bo sobie nie wyobrażasz'' Zawsze będziesz rozdarty dopóki nie będzie cię z TYM miejscem łączyło wszystko a nie tylko łóżko do spania. Napisałeś u nas ,,nie mamy zwierząt bo lubimy sobie pojeździć'' tak, zwierzęta przywiązują do miejsca, i pomagają przejść na TĄ stronę. Gwarantujemy Ci że nie jesteśmy wycofanymi z wszelkiej aktywności pustelnikami : ) Jednak bardzo dokładnie selekcjonujemy rodzaje aktywności aby nie stały w sprzeczności z tym co czujemy, myślimy i robimy na co dzień. Znamy ,,Neowieśniaków'' z dłuższym i krótszym stażem mieli te same problemy i rozterki co Ty do momentu gdy nie zrozumieli że ,,TRZEBA BYĆ CAŁYM SOBĄ ALBO WCALE'' Znamy też takich podobnie mówiących do Ciebie którzy już uciekli z powrotem do miasta ,,bo sobie nie wyobrażali" : )
    Serdecznie pozdrawiamy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za twarde, ale mądre słowa. Dla mnie samo mieszkanie na wsi nie jest najważniejsze. To tak naprawdę zachcianka, tyle że ogromna i łatwo jej nadać patosu i szlachetnej oprawy. Zachcianką nazywam wszystko, co nie służy najważniejszemu. Cenię spokój, usychałem bez kontaktu z przyrodą (pamiętam jak kiedyś w Łodzi nie wytrzymaliśmy z żonką, pojechaliśmy za miasto, skręciliśmy w jakąś polną ścieżkę i siedzieliśmy sobie tam ze dwie godziny mimo zimna i deszczu, tak nam brakowało przestrzeni), to dla mnie bardzo ważne, ale nie najważniejsze. To, co jest najbliżej słowa "ja", to chyba moje granie i śpiewanie. Ogólnie - tworzenie. Siła za tym stojąca zwana jest przeze mnie czasem roboczo, zbiorczo i skrótowo poezją. I gdy poezja wymaga dokonania czegoś z ludźmi, muszą być ludzie, choćbym miał specjalnie jeździć co miesiąc lub częściej tam i z powrotem do Warszawy lub dalej. A jeśli będzie wymagać stałego zamieszkania w mieście, skończy się to mieszkaniem w mieście. Mam jednak wielką nadzieję, że nie.

      Za "lubimy sobie poeździć" u mnie stoi też to samo: gram koncerty i koniec - nie mogę hodować zwierząt, które będą wymagały mojej ciągłej obecności. To absolutnie nie podlega jakiejkolwiek "selekcji rodzajów aktywności". Próbowałem już to rzucić - dla innej pasji, która przynosiła o wiele, wiele więcej pieniędzy, pozwalała siedzieć w miejscu itd. Nie udało się. Różnica między nami jest taka, że Wy wydajecie się być oddani konkretnemu miejscu, ja - konkretnej aktywności. I moje rozterki będą trwać, póki nie pogodzę aktywności z miejscem lub nie zmienię miejsca. Życzcie mi tego pierwszego. :) Poświęcanie bardzo ważnego dla najważniejszego to bolesna rzecz. Mam nadzieję na większą harmonię w tym wszystkim.

      Usuń
    2. No widzisz i TU jest odpowiedź (w drugim akapicie),, Wy wydajecie się być oddani konkretnemu miejscu, ja - konkretnej aktywności'' -Jednak Twój błąd w ocenie polega na tym że my POWIĄZALIŚMY MIEJSCE Z KONKRETNĄ AKTYWNOŚCIĄ. Zawsze Tym którzy noszą się z zamiarem przeniesienia na wieś ( dzięki temu że kolejne nasze domy sprzedawaliśmy wyłącznie przyszłym neowieśniakom a było tego kilka) zadajemy to samo pytanie, czy macie pomysł na życie TU, nie tylko mieszkanie ale na życie??? Wiemy z własnego doświadczenia jakie można mieć problemy gdy się nie połączy tego w harmonijną całość : )
      Życzymy harmonii w BYCIU : )

      Usuń
  5. Zapraszasz na kawę, dzięki, pewnie kilka razy gdzieś się spotkaliśmy. Okolice Kłębowa, Cz. Kierza, Medyn, Stoczka to moje bliskie strony, szczególnie latem, więc kto wie :)
    Zazdroszczę trochę tego wiejskiego życia, ale wiem też, że po dwóch miesiącach na łonie natury ciągnie mnie do ludzi, hałasu, bieganiny, więc nie narzekam. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)