Mój dzień pracy skończył się nagle i niespodziewanie po dziesięciu godzinach wytężonej pracy. W ciągu piętnastu minut wydarzyły się po kolei następujące rzeczy: kolega przysłał ścieżki z banjo na płytę, zapodał myk, jak grać na banjo, żeby brzmiało lepiej z wokalem, a synek przyszedł i zaczął odkrywać, jak działają słuchawki, minę przy tym mając zachwyconą i obłędną. No i nie pomaluję, koniec, Excele idą w odstawkę, a mnie nie ma dla świata. Na pośpiewanie czas mam i tak zresztą dopiero teraz, prawie 3 godziny później. I tak nie powinienem męczyć mojego przeżartego chrypą gardła, które fałszuje jak dziki baran, ale trudno, nie wytrzymię.
A zasuwałem od rana jak mały samochodzik również dlatego, że wicher u nas przepotężny i w każdej chwili może zabraknąć prądu. Trzeba korzystać. Na szczęście jutro ma być lepiej.
Zbieram się do wstawienia tych zdjęć stołów, ale nie mam kiedy zrobić ich za dnia, a kiedy mam kiedy, wtedy zapominam. W weekend zresztą znów byłem w Warszawie. W końcu wkleję i napiszę coś na temat konstrukcji. :)
Świat według potomka
Cmentarz to jest takie miejsce, gdzie się ludzie bawią w chowanego.
Najważniejsze, że można sobie na takie "niebycie dla świata" pozwolić.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tych konstrukcji bardzo!