poniedziałek, 31 marca 2014

wpis wieści urywanych pełen

Pączki na naszej wierzbie już pracują pełną parą. Pora zasadzić nowe z zebranych zimą gałęzi. Czasu tylko brak. W rzadkich chwilach wolnych gram w gry o Formule 1 - to nie tylko zwiastun początku sezonu jedynych zawodów sportowych, jakie śledzę, ale i znak, że wkrótce gry pójdą w odstawkę, przynajmniej jako źródło rozrywki. Jak co roku - im bliżej lata, tym mniej gram. Może będę więcej pisał.

A nie pisałem już długo. W międzyczasie znów byłem w Warszawie. Nowe odkrycie - do nocnych wędrówek pod przymrozkiem miasto to nie nadaje się w ogóle w przeciwieństwie do Krakowa, Wrocławia, Poznania i oczywiście mojej wioski. Z samego rana wróciłem zatem autobusem do warmińskiego miasteczka, gdzie wsiadłem w swoją nivę i przytelepałem się na majątek.

I co więcej? I nic. Praca. Tylko kawałek soboty zrobiłem sobie wolny od projektów growych i muzycznych, ale tylko po to, by do spółki z żonką posprzątać chlewik i kotłownię. Ile się tam miejsca nagle zrobiło!

Acha, jeszcze wcześniej wzięliśmy skromny i ze względów chorobowych krótki, acz aktywny udział w imprezie wiosennej na Wonnym Wzgórzu. Jako że przezacna Gospodyni odwaliła już relację z biby onej, ja nic pisać nie będę poza tym, że dziecinę naszą zbyt wcześnie zmęczenie i marudzenie zmogło i trzeba było się zmywać. A szkoda, bo najbardziej lubię z imprez wszelakich ten późny etap, gdzie ludzi już mało, nocne duszki, które do tej pory w popłochu kryły się przed hałasem, pomału dosiadają się do obecnych i atmosfera zmienia się zupełnie, a wraz z nią rozmowy, dźwięki instrumentów i cały świat. Ale cóż - nic nie ma za darmo, szczególnie uroki rodzicielstwa słono nieraz opłacane być muszą.

A ja się zastanawiam, czy zostawić sobie ten jeden ulik z pszczołami i się nimi opiekować spokojnie, czy jeszcze cztery dostawić. Za dużo mam pomysłów, by na wszystko czasu starczyło, a nie wiem, ile roboty z pszczołami będzie. Na razie trudno mi wyrwać kilka godzin, by zadbać o obejście - trawę zasiać, badyle pozimowe wyciąć, kretowiska wyrównać... Prawda jest taka, że wolę słuchać muzyki, grać, czytać i pisać, niż w przyrodzie ręce po łokcie nurzać i pożytki z niej dobywać. Ale o tym już pisałem, więc dość.

A w weekend wonnowzgórzanie zapowiedzieli się u nas na zaproszenie żonki. Sama zaprosiła do nas kogoś, kogo poznała tutaj - nie mogę wyjść ze zdziwienia i z podziwu! Pewnikiem się zakochała. ;) W każdym razie dzieje się - kontakty międzyblogowe kwitną! Trzeba będzie gości zagadać i spoić, żeby wrócić nie mogli - u nas najpiękniej jest rano! :)

2 komentarze:

  1. Cieszymy się, że mimo choroby i tak udało się Wam do nas dotrzeć!
    Na imprezie u nas byli ludzie z Pasieki, rozmawiałeś z nimi? Oni mają duże ulowe doświadczenie i chętnie wszelakich rad udzielają.
    Dobrze, że grasz i piszesz, a ja chętnie bym posłuchała i poczytała.
    Nie możemy się doczekać soboty, czyli rozumiem, że mamy dać się spoić i wrócić na drugi dzień? Myślę, że da się to zrobić ;-)
    Pozdrowienia ciepłe i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudnie by było! :D

      Słyszałem o Pasieczanach owych już od Rafała M. Mam tu też w okolicy znajomych dwóch pszczelarzy. Jeden chce wrócić do pasiekowania - może po prostu się do niego przyłączę z doskoku i tyle.

      Do zobaczyska! :)

      Usuń

Zapraszam do komentowania. :)