Ha! Tytuł tego wpisu mógłby spokojnie robić za nazwę zespołu! Ale na tym blogu niesie przekaz do bólu dosłowny, albowiem nasza kotka otrzymała nagle ostateczne imię. I było tak jak z Wojtkiem - trudny wybór i nagle znienacka w głowie pojawia się to właściwe miano - zupełnie inne niż dyskutowane dotychczas - i wchodzi jak w masło. W przypadku kota nawet wzmiankowany Wojtuś, który do tej pory uporczywie bronił słowa "Iława" jako jedynego słusznego imienia dla podopiecznego, od razu polubił nowe, choć wymawia je w nieco mylący sposób.
A imię owo brzmi...
Nie, nie Frigg, omyłkowo przypisane "kociej" bogini w Thorgalu, a
Freya.
Może dlatego, że właśnie Thorgal mi się przypomniał, może też ze względu na to, że siostra Frei nazywa się Faya. Grunt, że imię jest i wszystkim pasuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. :)