poniedziałek, 9 grudnia 2013

niech żyją przerwy w dostawie prądu!


Ja chyba codziennie będę nastawiał swój zegar ze świecącym cyferblatem przy łóżku. Znów nie było prądu, ale tym razem tylko częściowo - działały nam trzy gniazdka. Za to trwało to dwie doby, z czego przez większość czasu Energa nie zdawała sobie sprawy z faktu. Wszystko przez huragan. Infolinia nie odpowiadała, a gdy wreszcie jednej z sąsiadek udało się dodzwonić, została wyśmiana: "Niech sobie pani puszki sprawdzi, bo u was we wsi jest prąd". A jednak nie było, w niektórych domach w ogóle. Dopiero następnego dnia jakieś zgłoszenie zostało przyjęte.

Popodłączałem przedłużacze, by chociaż oświetlić pozostałą część mieszkania. Piec w chlewiku jednak nie działał i było coraz zimniej. Dobrze, że zostawiliśmy w saloniku niezabudowany kominek, który świetnie spełniał swoją rolę, choć tylko na dwa pokoje.

Nawet urodziny synka urządziliśmy. Przez niedziałający piekarnik zamiast pizzy były racuchy, ale dzieciaki i tak nic nie jadły, bawiły się za to świetnie, a my, czyli ja, żonka i dwie mamy siedzieliśmy sobie w kuchni przy świecach i gadaliśmy. Po wielkim sprzątaniu porozwalanych zabawek i stosów naczyń zostawiliśmy wyziębioną sypialnie i rozłożyliśmy sofę w salonie, by zasnąć pod drewnianym sufitem przy dźwięku trzaskającego kominka.

Nazajutrz, w słoneczny, bezwietrzny dzień pełen śniegu, postanowiłem skombinować jakiś długi przedłużacz, by jednak podłączyć piec, bo okazało się, że mamy prąd również w piwnicy i stamtąd można przeciągnąć kabel do kotłowni. Sąsiad zaoferował nam ciut za krótki, ale jeśli dalibyśmy go innemu, otrzymalibyśmy w zamian naprawdę długi. Ten pierwszy sąsiad pojechał jednak po paliwo do Obwodu (Kaliningradzkiego), więc przesiedzieliśmy kawał niedzieli na kawie z jego małżonką, a w tym czasie dzieci bawiły się wesoło.

Gdy poszedłem potem po ten najdłuższy kabel, żonka musiała mnie ściągać do chałupy po godzinie, a jeszcze kazałem jej czekać, aż dopiję piwo. Gdy już wszystko popodłączałem, piec zadziałał, a z rozpędu nawet swój komputer jakoś podpiąłem do bardzo skomplikowanej sieci, choć wcale mi go nie brakowało, nagle włączyli prąd. I znów się zrobiło szaro i zwyczajnie, a ja musiałem jeszcze to wszystko pozwijać. Zegara ze świecącym cyferblatem nie nastawiam. Boję się, że znów wyłączą prąd.

Poszliśmy spać znów do salonu. Nie tylko dlatego, że sypialnia nie zdążyła się jeszcze rozgrzać, ale tak jakoś fajnie było. Ja w ogóle byłbym za tym, żeby zimą pognieździć się trochę, oszczędzając opał, tylko w jednej części domu. I mogą sobie wyłączać prąd co weekend. Byłoby ciekawiej. Spanie przy kominku, drewniany sufit nad głową i zima, którą naprawdę się czuje, szczególnie jej ciepło, gdy człowiek spotyka się z ludźmi i wozi na sankach dzieciaczka, zamiast siedzieć przed kompem - dla takich chwil przecież warto się przeprowadzać na wieś. Bo po co innego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)