A dzisiaj co? Pokończyłem te wszystkie szkoły (nie ucząc się do przesady, ot, tyle by je skończyć), a ci, którzy ich nie pokończyli, za niezgorsze pieniądze różną, nie tylko fizyczną robotę wykonują. I owszem, przychodzi nieraz mi zarządzać, jak na przykład dzisiaj, gdy przyjechał pan ogrodnik, ratować krzewy, co je za małe i zbyt słabe kupiliśmy, a wynajęty sąsiad posłusznie ("skoro chcą") zasadził. Pan ogrodnik zrobił wszystko porządnie. Wykosił precyzyjnie trawę i zielsko, dołożył torfu, położył wokół krzewów agrowłókninę, przenosząc najsłabiej rozwijające się do doniczek, a w ich miejsce sadząc przywiezione przez siebie większe, rozwinięte już okazy. Na koniec zaś wysypał wokół sadzonek korę. Następnie przy okazji skosił nam sad, bo ja przez podwójną w tym miesiącu robotę - zawodową i muzyczną - nie znalazłem na to czasu, i powycinał odrosty jabłonek (te od korzeni).
A taki mamy obecnie widok z okna sypialni. |
Choć takie kompleksowe zlecenia zdarzają mu się rzadko, zarobił dziś dwa razy więcej niż ja po swoich wszystkich szkołach i studiach. Bo to nie wykształcenie wpływa najbardziej na wysokość zarobków, a stosunek popytu do podaży na dany zawód. Fizycznych z fachem i wiedzą ze świecą szukać, a humanistów z magisterką i ćwierćdoktorem, co chcą sztuką i literaturą się parać, wyroiło się od groma. Choć akurat w naszej wiosce jest tylko jeden. :)
Wracając do tematu propagandy: po południu zaczęły mi się oczy zamykać przy pracy i postanowiłem się zdrzemnąć. Nie ruszyłem jednak jak zwykle w pogodny dzień ku hamakowi rozpiętemu pomiędzy śliwą a jedną z jabłoni, bo przecież na zewnątrz pracował pan ogrodnik. Nie chodziło tylko o zwykły takt i szacunek do cudzej pracy, którą obecność mojej rozwalonej w hamaku i śpiącej smacznie osoby zbrukałaby i umniejszyła. Zdałem sobie sprawę, że uplastyczniłaby się tym samym wizja, którą straszył mnie dziadek - że oto jeden sobie spokojnie wypoczywa w przerwie od satysfakcjonującej, intelektualnej pracy, podczas gdy obok drugi wyciska z siebie siódme poty, bo nie poszedł na studia. To nic, że ja bym był tym "lepszym", wykształconym i zarządzającym. Nie uważam się za lepszego czy gorszego i ludzi według pracy i wykształcenia nie wartościuję. W ogóle nie chciałbym w tym dziadkowym "filmie" występować, po żadnej ze stron. Co za straszny świat wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. W moim mikrokosmosie stawiam na współpracę - robię to, co chcę i potrafię, nie dla pieniędzy, ale za pieniądze. A to, czego nie potrafię i nie chcę robić - za te pieniądze opłacam.
Zasnąłem więc w fotelu. Śniły mi się kasyna i burdele postapokaliptycznego Los Angeles. Ano, kiedyś to wszystko i tak w końcu trafi szlag.
Bo w tym nie chodzi o to żeby skończyć studia, ale skończyć takie po których jest praca.
OdpowiedzUsuńGdyby wszyscy idący na studia tak robili, pracę znalazłaby najwyżej 1/4, jeśli nie mniej, bo podaż przerosła by popyt. Sztuka to wybrać takie studia, po których będzie praca za 5 lat, ale których nie wybiorą całe tłumy innych. Tyle że jest to sztuka czarnoksięska, bo rynek jest nieprzewidywalny. Lepiej już by było zobaczyć, jaka praca jest potrzebna, i się po prostu za nią wziąć, ze studiami czy bez. Obie strategie pomijają jednak rzecz najważniejszą: pytanie - co CHCĘ w życiu robić i po co w ogóle się urodziłem. Prowadzą one zatem najczęściej do męczeńskiego piekiełka wypełnionego przymusem i harówką, która nie ma żadnego sensu poza zarabianiem pieniędzy. 90% Polaków niestety daje się na to nabrać, dlatego może nasze społeczeństwo jest tak zmęczone i smutne.
UsuńMój mąż zawsze mówi, że praca fizyczna jest super i chętnie by tak pracował (wie co mówi, bo miał w życiu takie epizody, kiedy pracował fizycznie i to ciężko np. na kutrze na oceanie), a niektórzy ludzie z jego uczelni są głupsi niż wielu naszych super mądrych i fajnych niewykształconych znajomych. Wszystko zależy od człowieka. A jeśli już się jest humanistą, to trzeba być naprawdę dobrym w tym co się robi, żeby mieć pracę i już ;-)
OdpowiedzUsuńCo do ogrodnika, to chyba większa satysfakcja jest jak się to wszystko samemu zrobi!
W związku z "humanistą" mam podobne odczucia i nie zamieniłbym ani studiów, ani swojej branży na żadne inne.
UsuńCo do ogrodnika zaś - wiem, że praca przy własnym obejściu Cię inspiruje i uszczęśliwia, ale ja mam inaczej. Spełniam się w 100% w tym, co właśnie sprawia, że nie mam czasu na ogarnięcie całego swojego hektara, a bardzo się odprężam, siedząc na podwórku i ciesząc się z tego, że po wizycie pana ogrodnika nie ma na razie nic do roboty i można spokojnie napawać się pięknem krajobrazu i świeżym powietrzem. :)
O to to, drogi panie! Napawać się pięknem krajobrazu, ciesząc się, że nie ma nic do roboty. Ja już jestem na tym etapie.
UsuńA kiedyś mnie nie można było od ciężkiej, (nieraz ponad siły), pracy fizycznej oderwać. Uwielbiałam to.
Niech żyje starość, wolność i swoboda! :)
UsuńŚmy się nie zrozumieli! Ja o tym marzę!
UsuńPóki co, to przy stadku kóz i wyrobie serów pracy nie brakuje, ale do grabienia siana, wykopków, pielenia, zbierania owoców już się nie da mnie namówić.
No to się specjalizujesz raczej. :) Ale nadal - niech żyje starość.
UsuńJa nie przepadam za koszeniem, a to najczęściej muszę robić - ginie przy tym sporo drobnych zwierząt, sprzęt czasem się psuje i trzeba dodatkowo w nim grzebać, nieraz bezskutecznie. Na innych rzeczach "podwórkowych" nie znam się nawet w połowie tak jak ci, co mieszkają na wsi od początku lub pasjonują się ogrodnictwem, i nie bardzo chce mi się tego wszystkiego uczyć - też się specjalizuję i wolę doskonalić już posiadane umiejętności niż nabywać nowe - człowiek, który zna się na wszystkim, nie zna się na niczym.