środa, 20 listopada 2013

dzień dziecka

Rzadko zdarza mi się dzień sam na sam z synkiem - gdy żonka wyjeżdża, jedzie zwykle na długo i zabiera Wojtusia do jego dziadków. Ja wtedy władam domowym królestwem niepodzielnie. A właściwie podzielnie - z matką poezją. Rozkład dnia i nocy wygląda zupełnie inaczej, nawet śpię gdzie indziej, bo szkoda mi węgla, by grzać wszystkie pomieszczenia i zakręcam większość kaloryferów. 

Teraz jednak żonka wyruszyła w długą na koncert do samiuśkiego Lublina, a ja zostałem z dziedzicem swym. I wiecie co? Było w porządku - w sumie to od 15:00, kiedy odbieram go z przedszkola do 20:00, kiedy idzie spać, upływa tylko 5 godzin. Po tym, jak się nastawiłem na to, że podczas owych godzin muszę raczej zapomnieć o pracy, graniu i czytaniu, w ogóle się nie zmęczyłem. Pobawiliśmy się za to we wszystkie możliwe zabawy, zbudowaliśmy z klocków lego drzwi do Drzwido, helikoparkę i Czołg z Procą Zamiast Lufy, aż w końcu Wojtuś szczęśliwy poszedł spać. 

Ja coś szczęśliwym ostatnimi czasy nazwać się nie mogę, a dzięki synkowi zapomniałem o tym na chwilę. Jeszcze jutro dzień mnie czeka podobny. Nie pogardziłbym w sumie i piątkiem. Przynajmniej teraz tak mi się jeszcze wydaje.

1 komentarz:

  1. Taki proczołg bardzo dobrze otwiera Drzwido Helikoparki!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)