Łada i ja |
W międzyczasie pogawędziłem z jego matką - starowinką o silnym litewskim akcencie. Opowiadała, że sprowadziła się tu z rodzicami, gdy miała kilka lat. Jej mąż pochodził z lubelszczyzny. Opowiadając o swoich dzieciach, a potem o okolicy, wskazała na sąsiednie gospodarstwo znajdujące się po drugiej stronie spękanej szosy.
- Tam stało puste dwa lata, bo kobietę dzieci wzięły do siebie. Ale potem coś chyba zięć już nie chciał i wywieźli ją z powrotem. Dziewięćdziesiąt pięć lat już ma, to nie tak łatwo samemu. Przewróciła się tera ło, latem, i złamała biodro. W szpitalu leży, a tu znowu pusto. Musi już trzy miesiące, nie wiadomo, czy wróci... Dzieci za granicę powyjeżdżali, córka z zięciem nie chcą...
Tymczasem gospodarz przejechał traktorem przez pole i ustawił się za ładą. Przeciągnęliśmy wehikuł tam, gdzie kończyła się żwirówka, którą wczoraj tu przyjechałem. Dowiedziałem się jeszcze, że drogi dalej nie będzie, bo tu prywatny teren. Trochę szkoda, bo kończy się dwieście metrów od szosy, byłby skrót, ale trochę się nie dziwię mieszkańcom siedliska, że nie chcą, by im ciężarówki z drewnem przez jeździły pod oknami. Odcinek pomiędzy zakopaną ładą a podjazdem od strony szosy ewidentnie nie nadawał się do jeżdżenia. Miałem problem żeby w ogóle przejść.
Po południu wróciłem tam z żonką, która pojechała dalej do przedszkola, a ja dałem chłopu 15 zł za paliwo i płytkę z moimi piosenkami, po czym szczęśliwie odstawiłem ładzinę na własne podwórko. Następnym razem, gdy będę miał ochotę na przejażdżkę po nieznanym terenie... znów pojadę tam, gdzie poniesie fantazja. A co!
Nie zapomnij zrobić sejwa na początku drogi!
OdpowiedzUsuń