środa, 25 września 2013

fortyfikacje

Taki otwór wylotka nadal jest za duży jak na tę porę roku.
Między owadzimi plemionami toczy się poważna walka.
Napastnicy myślą, że to walka o przetrwanie...
Może pszczółki me jednak przeżyją. Dostałem od znajomego pszczelarza nadstawkę do ula, 5-litrowe wiaderko z dziurawą pokrywą do podkarmiania, lek na warrozę i kilka dobrych rad. Zainstalowałem to wszystko w ulu, zabrałem zbędne, nieużywane przez pszczoły ramki (nawet nie zaczęły budować plastrów na nowych, zawęzowanych ramkach, choć wiosną już by dawno to uczyniły) i nakryłem wszystko kocem, jego końce upychając po bokach ula. Dopiero wtedy położyłem daszek. Wepchnąłem jeszcze w wylotek kawałek ułamanej belki, zostawiając dla pszczół tylko maleńki otwór. Dzięki temu łatwiej im będzie bronić się przed rabunkiem.

W połowie akcji przestał dymić podkurzacz. Znowu. Chyba potrzebuję jakiegoś kursu przypalania tego ustrojstwa. Oczywiście jestem zbyt leniwy, żeby przerwać wszystko, zamknąć ul, rozpalić podkurzacz na nowo w warsztacie i wrócić, pracowałem więc dalej bez dymu. Pszczoły się, rzecz jasna, wkurzyły, ale nagle lunął deszcz. W deszczu nie pracuje się przy ulach, ale ja znów okazałem się zbyt leniwy, by odejść (właściwie to nie chodzi o lenistwo, lecz o determinację dokończenia mimo wszystko tego, co zacząłem, by nie musieć zaczynać znów), kontynuowałem więc pracę. Nie wyciągałem już jednak ramek obsadzonych przez pszczoły. Mam nadzieję, że są pełne cztery ramki i przy dobrym ociepleniu oraz antywarrozowej profilaktyce rodzina przetrzyma zimę. Okaże się wiosną.

Żeby pomóc pszczołom w wojnie z osami, pozawieszałem i poustawiałem wokół mojej minipasieki pojemniki z piwem. Skorzystałem z faktu, że żonka była dziś w Olsztynie i mogła tanio nakupić harnasia w Realu. W piwie, winie i soku topią się ponoć osy, a pszczoła do piwa raczej już nie poleci, nie o tej porze roku. Zobaczymy, czy pułapka działa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)