piątek, 24 maja 2013

przestrzeń rzeczą względną

Miałem dzisiaj coś napisać, ale dzień był tak męczący, ze nic nie napiszę i idę spać.

Albo dobra.

Jednym z większych uroków mieszkania na wsi jest zasięg. I nie chodzi tu o zasięg telefonii komórkowej - z tą bywa różnie. Ja mam przy drzwiach od nieistniejącego balkonu i na parapecie okna w gabinecie. Mówię o zasięgu fizycznym. W takiej Warszawie na przykład, mieszkając na Ursynowie, jechałbym do znajomych na Żoliborz godzinę w piątkowy wieczór. Tutaj w godzinę przejadę ok. 70 kilometrów. W zasięgu półgodzinnej jazdy znajdują się 10 gmin, 4 miasta i kilkadziesiąt wiosek. Bez korków i świateł. Czysta przestrzeń, zieleń lasów, lustra jezior i wzgórza, pomiędzy którymi drzemią wioski oddzielone od siebie setkami hektarów pól i łąk.

Z ciekawości nałożyłem na siebie mapę Warszawy i okolic Lidzbarka Warmińskiego. Na czerwono, nieco rozmyta Warszawa, na pierwszym planie, na ostro - Warmia. Pamiętajcie, że odległość to nie wszystko - u nas jeździ się znacznie szybciej. No, chyba że wystawić do wyścigu metro.

Mamy znajomych rozsianych po sporej przestrzeni, synek zaś uczęszcza do przedszkola 12 km od naszej wioski, dojeżdżamy jednak szybciutko. Cieszę się, że nie posłaliśmy go do miasta. Nic tak nie upiększa dnia jak samochodowa wycieczka przez przepiękne lasy, wioskę z zabytkowym klasztorem i przestrzeń, na którą roztacza się bajkowy wręcz widok. Na dodatek po zrobieniu tych kilometrów czekają na człowieka życzliwe, znajome twarze. Po drodze mam dwa wiejskie sklepiki, gdzie zaopatruję nas w pieczywo - sprzedawczynie znam już również. Prawda jest taka, że obcych ludzi prawie nie widuję. A z nauczycielką w szkole, która mieści się w tym samym budynku co punkt przedszkolny Wojtka, umówiliśmy się na jutro na rowery. Okazuje się, ze mieszka 4 km od nas. Pojedziemy sobie nad jezioro, za którym zdążyłem się już przez tych kilka dni bardzo stęsknić. Oby tylko była pogoda, bo do 5 dni zbiera się na ulewę. A kapnęło ledwo kilka kropel. Dziwna ta pogoda w Pruthenii...

4 komentarze:

  1. Witam Polek! Super blog - będę czytać:)
    Co do zasięgu, ja mam trochę inne odczucia. Mnie wydaje się ciągle, że wszędzie daleko i załatwienie każdej sprawy wymaga odpalenia samochodu i dojechania (najczęściej do Krk). Czasem tęsknię trochę do miejsc, w których mogłam większąć spraw załatwić idąc pieszo. Najlepiej małych miasteczek, gdzie można żyć trochę jak na wsi, ale też jest jakieś centrum, do którego można poczłapać i gdzie są sklepy, przychodnia, szkoła, placyk z warzywami, kościół. U nas nawet na plac zabaw trzeba podjechać autem, zakupy zrobić w Krk, bo w miejscowych sklepach drogo i mało co można kupić, a na spacer z dzieckiem mogłam podreptać wokół domu, bo droga ruchliwa, a chodników brak... Ostatnio dopadłam sołtyskę i przepytałam, czy nie można by coś zrobić, choćby z tymi chodnikami czy kiepskim oświetleniem dróg albo autobusami, które jeżdżą co 3 godziny... No to usłyszałam, żę mogę sobie pomarzyć... Ale za to wójt buduje nam bibliotekę i salę widowiskowo-konferencyjną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, cieszę się, że Ci się podoba. Mam nadzieję, że pożyje długo. :)
      Z tym zasięgiem to inaczej jest w Małopolsce, inaczej u nas. Ludzie są zdumieni i zachwyceni tym, że między wioską a wioską jedzie się przez kompletne pustkowie. W niedzielę poza sezonem można przez godzinę nie zobaczyć żadnego samochodu.

      Ale z drugiej strony masz rację. Zaraz o tym napiszę w nowym poście. :)

      Sołtys sam niewiele może. U nas zbiera podatek, reprezentuje nas w gminie (która może więcej) i prosi o pomoc przy dbaniu o należący teoretycznie do gminy teren rekreacyjny...

      Usuń
  2. My mieszkamy trochę w bok od głównej drogi. Zimą nierzadko jest taki czas, że przez kilka dni nie widzę ludzi, oprócz mojego syna i męża.
    Wiem, że sołtys niewiele może, ale nas reprezentuje. Chciałam wypytać, jakie są szanse na zmiany i czy np. nie można w tym pomóc, np. zebrać jakieś podpisy itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam doświadczenia w takich sprawach, jedyne, czego jestem w miarę pewien to to, że warto uderzać od razu do gminy, również z podpisami. Szczególnie przed wyborami, a jeśli władza się zmienia - tuż po. :) Nasz wójt obiecywał wyremontować fatalną drogę przez 2 lata i w końcu wyremontowano. Jeździ się po królewsku. A i Wojtuś zaiwania rowerkiem jak po autostradzie (ruch u nas albo nikły, albo żaden).

      Są też u nas zebrania - czasem w gminie, czasem w wiosce. Np. w sprawie ustawy śmieciowej. Przy okazji można pogadać też o innych sprawach niż te, których zebranie dotyczy.

      Usuń

Zapraszam do komentowania. :)