piątek, 15 sierpnia 2014

Wyrodna matka pod dachem

Koniec przerwy wakacyjnej. Krótka, oparta na migawkach i zdjęciach relacja z włóczęgi po Polsce wkrótce. Teraz będzie o kotach. Nasza Freya jest jednak nieźle walnięta, nie wiem, czy to po prostu niski poziom inteligencji, jak podejrzewaliśmy do tej pory, czy już jakieś poważniejsze skretynienie.

Wczoraj wieczorem wyszła z domu i nie wróciła na noc mimo kilkukrotnych nawoływań. Rano wyszedłem, kierując się wykoszoną ścieżką ku miejscu na ognisko, gdzie czasem bywała kotka. Siedziała mokra od rosy na ścieżce w 3/4 drogi do paleniska i gapiła się w krzaki. Gdy ją zawołałem, mruknęła, zerwała się i sama poprowadziła do domu.

Nie byłoby w tym niczego niepokojącego, gdyby nie to, że dwa tygodnie temu urodziła kotki. Dwa małe kłębuszki, które przez całą noc nic nie jadły, tylko spały, tuląc się do siebie. To chyba nie jest normalne, że kotka zostawia małe na tyle czasu. Gdy doszło do spotkania, wylizała je i położyła się. Gdy maleństwa zaczęły ją łapczywie ssać, wstała i poszła do kuchni, ocierając się nam o nogi i miaucząc. Daliśmy jej jeść, ale skubnęła tylko trochę i poszła do sypialni. Wziąłem na na ręce, pogłaskałem przez chwilę, zaniosłem do pokoju z małymi i zamknąłem ją tam. Dopiero wtedy się nimi zajęła. Zanik instynktu macierzyńskiego?

Na szczęście kotki są zdrowe, a moja żonka otrzymała czasowy modyfikator +20 do nastroju. Jednego zostawiamy, drugi wstępnie zamówiony.

1 komentarz:

  1. Bierz Freyę i kociaki na kolana i wpajaj macierzyństwo siłą ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)