Czuję się normalnie jak strażak Sam. Sam sobie winien. Jarać trawę w podkoszulce, myśleć, że po podpaleniu stogu spłonie tylko stóg... Szkoda słów. Ale błędy są po to, by się na nich uczyć i jeszcze przekazać trochę świeżo nabytej wiedzy innym. (Acha, nie, tu nie chodzi o blanty - te póki co są nielegalne i tyle).
Przed paleniem krajobraz był ładniejszy. Odwrotnie niż to bywa w przypadku trawy nielegalnej. ;) |
Przede wszystkim dzień musi być bezwietrzny lub prawie bezwietrzny, inaczej ogień może być nie do opanowania. Zadziwiające i trochę przerażające jest to, jak od jednej rzuconej w stóg zapałki w kilkanaście sekund powstaje trzymetrowy płomień. Należy też pamiętać, że ze względu na temperaturę do takiego ognia nie zbliżymy się nawet na kilka metrów, póki się nie wypali. Warto zatem zadbać o odpowiednie zabezpieczenie terenu. I o zabezpieczenie siebie - podkoszulka nie uchroni nas przed temperaturą w razie konieczności zduszenia jakiegoś płomyka blisko głównego ognia. Warto założyć na siebie coś grubego i oczywiście niepalnego.
Przede wszystkim wokół stogu nie powinno być suchej trawy - należy ją zgrabić, żeby nie zajęła się ogniem. Poza tym jeżeli mamy podłączony do kranu wąż, który sięga do stogów, właściwie mamy problem z głowy. Stoimy sobie i w razie czego polewamy, gdzie trzeba. Ale ja nie miałem tak łatwo. Miałem wiadro wody i widły. Widłami można dusić mniejsze płomyki rozpełzające się po ziemi i niszczące teren, który powinien pozostać nienaruszony. Ale uwaga - trudno jest podejść i zgasić płomyk od tej strony, w którą wieje nawet lekki wiatr - uniemożliwia to gorąco bijące od płonącego stogu i gęsty dym. Kolega Paweł, były strażak, poleca obsypać wcześniej każdy stóg ziemią - małe języki ognia nie powinny się przedostać. Jeśli mamy dużo folii i zbliża się ulewa, możemy przykryć stogi, a palenie rozpocząć, gdy deszcz ustanie - teren wokół będzie mokry i trudniej mu będzie się zająć. Jednak przy takim wielkim płomieniu, jaki bije ze stogu, woda szybko paruje i to, co było mokre od deszczu, szybko może stać się suche i łatwopalne. Ziemia wydaje się najlepszym pomysłem.
Trzeba też się upewnić, czy w odległości mniejszej niż ok. 10 m od stogu nie ma zabudowań, drzew, chaszczy itp. obiektów mogących łatwo złapać ogień. Płomienie rozchodzą się dość szybko, szczególnie w kierunku wiatru. A ten może nagle zmienić kierunek. Wystarczy jeden podmuch z innej strony, a żywioł rozprzestrzeni się tam, gdzie się tego nie spodziewamy. Lepiej przenieść siano gdzieś indziej.
Stóg warto nieco rozgrzebać przed podpaleniem, żeby siano nie dusiło się w środku, bo zrobi się wielka, czarna, rozżarzona buła. Taką bułę można rozgrzebać też później, gdy płomienie się dotlą - powinna się wówczas rozpalić od własnego żaru.
Po całej akcji zostają na łące wypalone placki, na których najchętniej wyrastają osty. Dlatego warto jednak oddać trawę komuś, jeśli jest taka możliwość.
Dużo tego siana było? Jakby tak cegły z sianobetonu na jakąś chatkę? Brykiety sianotrocinowe na zimę?
OdpowiedzUsuńJesień bez zapachu palonych ognisk byłaby nie do zniesienia!
A katpczą się nie przejmuję, niby utrudnia i uprzykrza, ale chyba nic lepszego nie wymyślono.
Pozdrawiam!
Ja bym wziął chętnie tę trawę na kompost (by za rok rozrzucić na polu i zaorać). chicku
OdpowiedzUsuń