środa, 10 stycznia 2018

Bieganie nr 1

Od dzisiaj przynajmniej przez 3 miesiące będzie to blog o bieganiu. Oczywiście na wsi. Taki ze mnie biegacz, jak i wieśniak - też neo, a nawet bardzo. Ostatni raz biegałem dla treningu fizycznego na wuefie w podstawówce, czyli ponad 20 lat temu. To sobie wyobraźcie, jak to będzie wyglądać.

Rok temu chodziłem z kijkami. Nie do podpierania, tylko do odpychania się. Całkiem niezłą prędkość rozwijałem - nawet ponad 8 km/h. Ale niestety zacząłem brać ze sobą aparat i z nordic łoking robił się nordic zwłoking. Nawet 3 km/h. Tymczasem bieganie z aparatem jest bardziej bez sensu niż NW, a treningi są szybsze, więc krócej się nudzę (sport to najnudniejsza rzecz, jaką znam).

Poszukałem zatem w internecie treningu dla początkujących i najbardziej spodobał mi się ten. Myślałem, żeby zacząć z żonką jeszcze jesienią, ale rozchorowaliśmy się obydwoje, a potem jakoś nie wracała do tematu. Ja też nie, bo chciałem sprawdzić, czy żonka się przyda, na przykład w charakterze zachęcacza, wspieracza lub nawet rozentuzjazmowywacza. Niestety, jedyne, co powiedziała o bieganiu, to że niezdrowe na stawy i że nie mam odpowiednich butów. Więc jej wsparcie w skali od -100 do 100 oceniam na -2. Może się przyłączyć do mnie, jak zechce, i tyle.

No więc dziś wylazłem na dwór jak stałem, żeby przebiec i przejść te 24 minuty (1 minuta biegu, 2 minuty marszu) po drodze na Świętnik (już gdzieś pisałem, że u nas są trzy drogi - a właściwie dwie, z czego tylko ta nadaje się do biegania tak, żeby ludzie nie widzieli). Najpierw, gdy tylko postawiłem pierwszy krok, zaczęło mnie boleć prawe kolano. Przy drugim z ośmiu powtórzeń - coś wzdłuż kości przy lewej łydce i trochę stopa. Potem dostałem kolki, więc skupiłem się na oddechu. Przy czwartym powtórzeniu musiałem wbiec na górkę. Stoper interwałowy zapiszczał akurat na szczycie, więc zwolniłem, zszedłem ze wzniesienia, zawróciłem i znów musiałem wbiegać pod górkę, w dodatku pod wiatr. Kolki rozeszły się po kościach, bóle poznikały, ale już czułem zakwasy. Tak, 12 minut chodzenia z elementami biegania i już. Biegłem powoli, starając się zwracać uwagę na to, jak stawiam stopy, i choć trochę na kolana.

Gdy wróciłem do domu pełen energii do działania, żonka się ucieszyła, powtarzając powszechnie znaną informację o endorfinach i uznając, że to bieganie to samo dobro dla mnie. Zmieniam więc ocenę z -2 na -1.

PS Nie ma zdjęcia do wpisu. Biegam bez aparatu! Na razie? 

PS 2 Jak się pewnie domyślacie, nie piszę tego dlatego, że ja i Wy interesujemy się bieganiem. Piszę dlatego, że najdalej w poniedziałek, a najlepiej w piątek ma tu być wpis pt. "Bieganie nr 2", a jeśli go nie będzie, to macie drzeć ze mnie łacha. Inaczej znowu przestanę pisać, zainstaluję sobie Endomondo i będę wrzucać na Insta słitfocie spoconych pach i mapki z drogą na Świętnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)