Układanie alfabetyczne książek na regale to zadanie wydawałoby się głupie, jałowe i dla ludzi, którzy naprawdę się nudzą. Dlatego zwlekałem z tym długo, myślałem, że aż do emerytury. A jednak coraz częściej zdarza mi się szukać jakiejś książki, żeby zajrzeć, przypomnieć sobie, znaleźć jakiś cytat. Zadanie żmudne, jeśli na półkach chaos. W końcu postanowiłem więc zacząć. Poświęcić temu 15 minut, żeby na przykład przełożyć kilku autorów na A na początek. A potem wrócić w ramach przerwy w pracy i odmóżdżenia.
I wiecie co? Wciągnąłem się w to bez reszty w dniu, kiedy akurat miałem najwięcej roboty. Wciągnąłem się, mimo że na dzień dobry musiałem
puścić w ruch odkurzacz i pozbyć się mnóstwa zasuszonych pająków i ich gniazd, zaś
pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy brzmiała „Prawdziwe książki są obleśne”.
Bo ja raczej e-bookowy jestem.
Masa wspomnień, zapomniani autorzy, książki, o których nie
wiedziałem, że je mamy (taki Iwaszkiewicz na przykład – prawie każdy właściciel
dużego księgozbioru go ma, a tylko nieliczni o tym wiedzą!), autografy z
dawnych lat, w tym ten od Łukasza Mańczyka, z którym dawno temu razem buszowaliśmy po imprezach poetyckich w Krakowie:
Przecież to żywa chwila zaklęta w kilku wersach (jak to
poeta zresztą potrafi)!
Książki podwójne, które lądują z boku, do oddania.
Organizacja regału, żeby np. książki o Warmii i Mazurach były osobno, tak samo
religioznawstwo i duchowość oraz dietetyka i kucharskie. Osobne sortowanie
biografii i książek czysto tematycznych.
Samo układanie też sprawia frajdę i uzależnia tak, że trudno się oderwać! Powstają cudaczne, ciekawe, intrygujące kombinacje nazwisk, których nie łączy nic poza pierwszymi dwoma literami, lub które łączy właśnie bardzo wiele! Na przykład zaraz za wielką górą z konieczności pionowo ustawionych pism Stachury staje dumnie książka Enormiego Stationisa, twórcy, którego poznałem na Białej Lokomotywie – imprezie związanej właśnie ze Stachurą. Zaraz potem rozdziela ich śpiewnik Starego Dobrego Małżeństwa – też symboliczne – i to, że jest obok, i to, że rozdziela.
Albo spostrzeżenie, że przez różne wymiary półek i książek
muszę niektóre układać poziomo. Najczęściej są to pojedyncze egzemplarze kładzione
na szeregu tomów stojących pionowo, ale dwoje i tylko dwoje autorów potraktowałem
poziomo po całości – wspomnianego Stachurę i Olgę Tokarczuk. Od razu człowiek
myśli, ile mają ze sobą wspólnego i ile wspólnego jest w naszych relacjach z
tymi książkami i wspomnieniach, bo książki trafiają na nasze półki w różnych
sytuacjach, na różnych etapach naszego życia. Tę przywiozłem z domu rodzinnego
do akademika i od razu ustawiłem na honorowym miejscu. Te wypakowaliśmy z
pudła, które stało zamknięte przez 10 lat w oczekiwaniu na prawdziwy dom. Tego
autora powinno być coś jeszcze – ktoś nie oddał! Tę książkę podarował mi ktoś,
to są książki człowieka, z którym rozmawiałem przez telefon o wydaniu własnej,
tamta znowu to owoc wielu dyskusji na jakiś temat, tu tom wierszy z akordami
naniesionymi ołówkiem 30 lat temu, gdy próbowałem napisać do tego muzykę.
I może prawdziwe książki stają się obleśne, gdy wprowadzają
się na nie i do nich owady i pajęczaki, a one stoją latami na półce i obrastają
kurzem. Ale tabela w zakładce „Home” w czytniku elektronicznym nigdy nie
zapewni takiej eksplozji wrażeń i wspomnień.
Szkoda, że przetasowań na półkach podczas sortowania nie
przetrwał przepiękny tandem Pilipiuk-Platon!