czwartek, 27 lutego 2014

niewpis

No i nie piszę ostatnio. Nie piszę tutaj, bo tak w ogóle to piszę, ale takie rzeczy, które pokażę dopiero jak skończę. Słabo sobie radzę z gratyfikacją odsuniętą w czasie, jeśli o twórczość chodzi, stąd zamiłowanie do krótkich form. Wciąż ulegam złudzeniu (i dobrze!), że krótka forma to mało pracy i szybka satysfakcja. A tu duży projekt słowny, kilka małych, na dodatek Fejzbuk kusi blichtrem i łatwością dostępu, sezon na granie jeszcze się nie skończył i przy takich rewelacjach, jakie w tym roku wychodzą, nie wiem, czy się skończy tak zdecydowanie jak zwykle...

Cóż, z takiego wpisu na blog satysfakcji raczej mieć nie będę, bo co to za wpis? To chociaż zdjęcie kota na wierzbie wrzucę, zamiast pisać, że wiosna i takie tam. Może znajdzie się ktoś, kto się ucieszy...

No dobra, to napiszę jeszcze, że nasz domowy mistrz zen, czyli trzylatek Wojtunio, skłonił nas, sam nie będąc tego świadom, do powrotu do medytacji. Żadne tam majndfulnesy i stany alfa. Zwykły, zgrzebny, prosty, ale trafiający w samo sedno zazen według szkoły soto. I nie wiem, czy to wiosna, czy medytacja, a może jedno i drugie - dość, że mimo nawału pracy więcej w nas cierpliwości i życzliwości niż wcześniej, a wstawanie rano tak nie męczy.

piątek, 21 lutego 2014

frezowanie bez frezarki

(zdjęcie ze sklepu www.conrad.pl)
Z różnych narzędzi stolarskich czasem brakowało mi frezarki. A to żeby zaokrąglić róg w regale, a to żeby ładnie wykończyć listwę... Rezygnowałem z tego pomysłu za każdym razem, jedynie w przypadku listwy frontowej regału posłużyłem się... wyrzynarką. Trudne to i toporne było, ale po wykończeniu papierem ściernym efekt zadowolił zarówno mnie, jak i żonkę.

Tym razem robiłem próg i bardzo chciałem nie tylko go zaokrąglić z jednej strony, ale i wyprofilować z drugiej tak, by cienkim końcem wszedł pod drzwi. I dało radę bez frezarki - użyłem tarczy z papierem ściernym do kątówki. Kupiłem ową tarczę raczej z ciekawości, do czego może się przydać, niż w jakimś konkretnym celu i proszę - wchodzi w miękkie drewno jak w masło. Polecam to rozwiązanie - bardzo przyjemnie się rzeźbi. Rezultaty na zdjęciach. Może nie jest idealnie równo, ale za to ręcznie. Poza tym, jak mawiają basiści, równo to każdy głupi potrafi. ;)



wtorek, 18 lutego 2014

Musi duchi!

Gdy żonka odbierała wczoraj synka z przedszkola naszą ładą, przy wjeździe do lasu usłyszała stukanie w dach, coś jakby deszcz. Gdy las się skończył, powiało po nogach, zaś przy szosie stał staruszek z wózkiem na drewno. Gdy wjechała do wsi, na moment zapaliły się wszystkie kontrolki na tablicy rozdzielczej. Byłoby to wszystko całkiem normalne, ale dziś nastąpiło dokładnie to samo w tych samych miejscach: stukanie na skraju lasu, zimny powiew z drugiej jego strony, staruszek, a na koniec kontrolki.

Poza tym kilka dni temu przyszła paczka z nowymi butami z Allegro dla synka. W środek bucików ktoś wcisnął dziecięce rękawiczki. Pomarańczowe, używane, przybrudzone. Dokładnie takie, jakie Wojtuś zgubił jesienią...

Stephen King pisałby teraz pewnie coś innego niż wpis na blog. Nie jestem przesądny, ale jutro odbieram dziecko toyotą. Jakieś sposoby na odczynienie uroku?

niedziela, 16 lutego 2014

skrzypce, las i mrok

Wróciłem z Gdańska, gdzie na szczęście nie musiałem łazić po zatłoczonych ulicach i stać w korkach, tylko mogłem siedzieć całymi dniami w dźwiękoszczelnej piwnicy nad nagraniami. Trochę się zaraziłem nieamerykańskim folkiem dzięki naszej skrzypaczce, a właściwie dźwiękom, które wydobyła z instrumentu na potrzeby naszej płyty. To jest coś - zaszczepić komuś zainteresowanie jakąś muzyką, w ogóle o niej nie mówiąc.

Las nasz, czyli być to również mieć, tylko inaczej.
I nieskończenie więcej.
Śniegu nie ma, wszędzie błoto, ja chcę do lasu i jutro chyba się w końcu wybiorę. Stęskniłem się za moją Warmią przez trzy dni. Szczególnie że czuję ją teraz bardziej - dodatkowo przez pryzmat wyobraźni. Zawsze tak było ze mną - Bieszczady pokochałem niegdyś nie tylko przez wyprawy, ale i przez utwory Wojtka Bellona, wiersze Harasymowicza i piosenkę turystyczną, a Mazury przez piosenki Kelusa (choć to nieoczywisty trop) i Andrzeja Garczarka, a także przez prozę Zbigniewa Nienackiego. A teraz sam wymyśliłem świat i opowieść, która dzieje się tutaj. I działa. Słyszę mowę przydrożnych drzew i nocnego nieba, które przelewa się przez nie. Dziś brzmi ta mowa w mojej głowie dźwiękami skrzypiec.

Luty to pora mroczna na Wygwizdowie i sprzyjająca ponurym myślom. Daje się to wyczuć w Waszym odzewie na poprzedni wpis. Dziękuję za merytoryczne (nie licząc jednego) komentarze. Widać, ze każdy, kto coś odnajduje w wywiadzie z Królem, odnajduje coś innego, zgodnego z jakąś częścią siebie. I dobrze. Ja w apokalipsę akurat niezbyt wierzę. Jeśli nawet musi kiedyś nadejść, to równie dobrze może to być teraz, jak i za kilkaset lat. Od początku świata wielu wieszczyło jego koniec, a jednak się toczy. Fakt, że porządek społeczny musi się zmienić i zmieni się. Ale niekoniecznie krwawo i tragicznie. Większe zagrożenie upatruję w wojującym Islamie niż np. w nacjonalistach. Staram się jednak nie upatrywać go w niczym, bo nie mam wpływu na kataklizmy. Wpuszczając do serca niszczycielskie siły milion razy potężniejsze od siebie, można popaść w zgorzknienie i dać się zniszczyć od razu, bez względu na to, jak się wszystko potoczy. Żeby zrobić coś dobrego, zadbać o najbliższych, o dalszych, o świat, trzeba najpierw obronić siebie. Mieć w sercu ogień. I to mnie trochę różni od Marcina Króla.

Z kolei porusza mnie w jego myśli najbardziej kwestia materializmu. Wiem, że przemyślenia Króla nie są odkrywcze, dla mnie również nie są, pisałem o tym zresztą. Czytałem "Mieć czy być?" Ericha Fromma jeszcze w liceum, studiowałem podobną myśl prywatnie i na uczelniach, w konsekwencji zaangażowałem się mocno w praktykę i sposób postrzegania świata spod znaku zen, który do spółki z taoizmem jest mi obecnie najbliższy. Ale zbyt dawno nie miałem z tym kontaktu.

Wartość tekstu nie polega jednak dla mnie na jego odkrywczości. Myśl to nie towar na straganie, choć jako materialiści z urodzenia (mówię o wychowanych w kapitalizmie) mamy tendencję do traktowania tak wszystkiego, również filozofii i duchowości. Nowy, świeży i odkrywczy to może sobie być przebój tygodnia albo smartfon. Pewne rzeczy warto przypominać jak najczęściej i w jak najróżniejszych formach. Cieszę się, że to, co znajdywałem do tej pory w filozoficznych książkach, mowie nauczycieli duchowych i we własnej głowie, trafiło do mnie też przez prasę codzienną. Trafiło prosto w twarz, bo pozwoliło spojrzeć na siebie z dystansu i zauważyć, że ostatnio - przez rutynę dziecko-praca-zmęczenie-sen przestałem karmić się wartościowymi treściami, zamieniwszy je, sam nie wiedząc kiedy, na lekkostrawną papkę. Jak śpiewa Piotr Bakal na swojej najnowszej płycie, "byłem, tylko spałem". Koniec z tym. Pobudka.

Las. To dobre na początek.

wtorek, 11 lutego 2014

czas to więcej niż pieniądz

Żonka podesłała mi świetny wywiad. Opowiada filozof i historyk idei Marcin Król. To, co mówi o właściwej współczesnym ludziom, także i mnie, mentalności i o tym, jak ona się przez lata zmieniła, postawiło mój umysł w stan gotowości. Ba, czuję, że zmienia mnie. Oto link do wywiadu. Proszę, czytajcie dalej tylko po zapoznaniu się z nim. Od deski do deski. Szczególnie jeśli chcecie napisać jakiś komentarz. Mój tekst nie jest autonomiczny - to komentarz do wywiadu i moją intencją jest przedstawienie go razem z nim.

To jeden z bardzo rzadkich tekstów, o których mogę powiedzieć, że współgrają i zgadzają się z tym, co siedzi we mnie, z niewysłowionym albo wysławianym do tej pory nieporadnie. Chodzi zarówno o myślenie o polityce stojące w poprzek zwyczajowemu antagonizmowi konserwatyzm kontra liberalizm, jak i o kreślony przez Króla obraz umysłowości i obyczajowości nas, ludzi współczesnych.

Dopadła mnie refleksja, że rzeczywiście pogodziłem się z zamienianiem wszystkiego, co ważne, w szeroko pojętą rozrywkę, traktowanie wszystkiego jako źródła przyjemności. Chodzi szczególnie (również w wywiadzie) o myślenie. Jeszcze dwa lata temu mówiłem znajomym, których odwiedzaliśmy lub którzy przyjeżdżali do nas: "Pogadajmy o czymś na poważnie, zanurzmy się w jakiś temat, wkręćmy się". Brakowało mi rozmów i dyskusji do rana na temat człowieka, religii, duchowości itd. Nie udało się. Odpuściłem. Choć dalej mi tego gdzieś tam brakuje. Zagłuszyłem jednak ten brak różnego rodzaju oszałamiaczami typu popkultura, prasa, alkohol, dowcip, zakupy. Poważne tematy nie licują z niepowagą każdej niemal dzisiejszej relacji. Coś takiego jak przyjaźń jest w zaniku. Jak mówi Marcin Król w innym wywiadzie:
Jeżeli przyjdzie do pana znajomy i zacznie opowiadać o swoim ciężkim życiu, to nie będzie dla pana przyjemne. No, chyba że jest pan podłym człowiekiem i czuje satysfakcję z cudzego nieszczęścia. Wobec tego uczymy się, żeby spychać, a nie mówić sobie wzajemnie rzeczy trudnych - a nuż zmusi nas to do powagi w tej cywilizacji przyjemności. Lepiej lekko przechodzić nad rzeczami, bo jak się jest naprawdę poważnym, to trzeba powiedzieć coś zdecydowanego. To nie wypada - siedzimy przy piwie i będziemy coś nagle wyraźnego i poważnego mówili?
Dzięki czytaniu Króla, którego wspomnianą w wywiadzie książkę już sobie zamówiłem i będzie to pierwsza polska książka filozoficzna, jaką z zainteresowaniem przeczytam, poczułem się lepiej i bezpieczniej ze swoją skłonnością do poważnego traktowania niektórych spraw, postawy tak dzisiaj niemodnej i odbieranej niechętnie, a może nawet z lękiem.

Współgrają też poglądy Króla z moim pojęciem wolności, która - choć i dla mnie daleka - jasno rysuje się na horyzoncie. Czasem żartobliwie mówię, że czas jest więcej wart niż pieniądz. Stąd dbam o to, by mieć go dużo, pewnie za bardzo, biorąc pod uwagę moje zarobki obecne i wcześniejsze, kiedy to bezkrytycznie przyjmowałem każdą ofertę i każde zlecenie z samej radości jego otrzymania. Kolejny cytat z Króla:
Czy można być przedsiębiorczym, zamożnym i zachować wolność? Przypuszczam, że w 95 procentach przypadków to niemożliwe. Zarabianie pieniędzy ogranicza wolność w sposób dramatyczny, często z powodu braku czasu. Znam przyjaciół moich dzieci, którzy pewnie zarabiają dziesięciokrotność tego co ja, ale są ludźmi zniewolonymi. Gdy człowiek nie ma wolnego czasu na życie, to jest to pierwszy poziom zniewolenia. Co z tego, że zarabia, jak nie ma kiedy tych pieniędzy wykorzystać? Znam jednego z szefów telewizji, który pracuje 16 godzin dziennie, a w piątek wieczór leci do Hiszpanii, tam gra w golfa, w sobotę popijają z kolegami, w niedziele wraca. Cóż to jest za wolność? Jak to jest przyjemne życie, to ja dziękuję.
Ja też dziękuję. Życie trwa tu i teraz, a nie kiedyś tam na emeryturze, gdy już się dorobię, gdy już dzieci się usamodzielnią, gdy już nie będę musiał martwić się pracą. Nie, moi drodzy - jeśli przez całe życie uczyłem się martwić i harować, będę się martwić i harować do śmierci. Usranej. Dawać sobie przestrzeń w życiu, dokonywać wyborów, dbać o siebie i o innych w sposób prawdziwy, a nie wymawiając się "zarabianiem na dzieci" - tego trzeba się nauczyć, nie da się tak od razu. Wiecznie zabieganym zostają na starość wrzody, chora wątroba i kolejki u lekarzy. Napisałem o tym felieton do planowanego wstępnie periodyku regionalnego. Periodyku na razie nie będzie, nie udało mi się więc zostać warmińskim prekursorem Marcina Króla. ;) Jeśli jednak o tego człowieka chodzi, z przyjemnością mogę być jego orędownikiem i epigonem.

poniedziałek, 10 lutego 2014

wierzba rosochata

Chciałbym posadzić u siebie wierzby rosochate - moje ulubione drzewa. Rozbawił mnie Gugiel, któremu przy haśle wierzba rosochata zebrało się na poezję. Wpisałem wierzba rosochata jak sadzić - też nie pomogło, za mało informacji, za dużo poezji, przyśpiewek ludowych i rozwodzenia się o tym, jak owo drzewo ważne jest dla polskiej kultury. Dopiero gdy napisałem w oknie wyszukiwania wierzba rosochata -wiersz -poezja -"a w konopiach, kurwa, strach" JAK SADZIĆ, trafiłem na informacje, z których mogłem wydedukować, że wierzba rosochata to określenie odpowiednio ukształtowanej wierzby białej. No to jutro sekator, do auta i po witki!

Zauważyłem, że jednak żyjemy w kulturze obrazkowej. Dużo zdjęć i mało tekstu = 5 razy więcej lajków dla mojego wpisu na FB. Trudno - moim żywiołem jest słowo. To bzdura, że warte jest tysiąc razy mniej niż obraz. Dlatego przy wpisie o wierzbie zdjęcia wierzby nie będzie!]

Zamieszczam za to przydatne linki:
http://tnz.most.org.pl/dokumenty/publ/inne/wierzby/wierzby1.htm
http://pasieka24.pl/wszystkie-nr-pasieki/38-pasieka-12009/298-wierzby.html

czwartek, 6 lutego 2014

chmury pod lodem

Zainspirowany przepięknymi zdjęciami Zbyszka udałem się wraz z rodzinką na spacer nad pobliskie jezioro. Dawno nie chodziłem po wodzie, a zajęcie to zacne w sposób niewysłowiony. Nasze jezioro zamarzło dość nietypowo - tak jakby stało się to w ułamku sekundy: wyboiście, ze sporymi falami przy brzegu, z zanurzonymi na głębokość kilku centymetrów patykami, glonami i bąbelkami powietrza. I z fakturą taką, jakby zamarzło w nim odbicie zachmurzonego nieba. Wyciągnąłem zatem swój kompakcik i zrobiłem kilka fotek:











środa, 5 lutego 2014

różności zimowe

Intensywne dni. Poza tym, że się pochorowałem, posypały się zlecenia. Na szczęście nie zewsząd, bo już bym się nie wygrzebał z nich chyba. Miałem też trochę nagrywania, bo wkrótce rejestrujemy moje piosenki w studiu i musiałem wersje "na brudno" stworzyć. Pocięliśmy też z sąsiadem drewno, które pozostało z remontu chałupy. Poszło raz-dwa, poza pomocą otrzymałem też pilnik do piły i dobrą radę, by resztę drewna (deski) pociąć krajzegą, czyli piłą stołową. Dobrzy ludzie, porządne chłopy w tej naszej wsi mieszkają.

Jakby wszystkiego było mało, zepsuł się bojler. Z pomocą teścia (na odległość) i sąsiadów, z których jeden pożyczył klucz hydrauliczny, a drugi zdołał odkręcić zapieczoną, jak się zdawało, na amen śrubę, udało mi się wymienić grzałkę bez wzywania eksperta. Majster Franciszek siedzi drugi już chyba miesiąc w Danii, nie wiem, co ja bym zrobił bez sąsiada.

Mam dziwne wrażenie, że gdybym palił jednego dnia węglem, a drugiego drewnem, obu rodzajów materiału poszłoby więcej niż przy użyciu węgla uzupełnionego pół na pół drewnem. Tak właśnie czynię teraz. Zaopatrzyłem się dodatkowo w 10 worków groszku i groszku specjalnego, czyszczonego i droższego. Zobaczymy, ile jest wart.

A teraz już tylko piwko (mam PLON i miodne Kormorana, jakieś dziwne takie, i dla żonki zwykły lagerek z Raciborza) i Wasteland 2 w wersji beta - grę, którą będzie się wspominać wiele lat, a może i dziesięcoleci.

Z okazji nagrywania - kawałek muzyki, która od pewnego czasu bardzo mnie inspiruje:

niedziela, 2 lutego 2014

wirtualne ciepełko

Gęstość zaludnienia w naszej wsi nieoczywista jest. Ktoś, kto przyjeżdża tu po raz pierwszy, konstatuje, że nasz dom przycupnął sobie na skraju niewielkiego przysiółka złożonego z kilkunastu zabudowań. Tymczasem znajdujemy się mniej-więcej w geometrycznym centrum wsi, której ów przysiółek stanowi jedynie część. Dookoła znajdują się wielohektarowe gospodarstwa i z rzadka porozrzucane domostwa. Do najbliższych sąsiadów mamy zatem z jednej strony kilkadziesiąt metrów, z drugiej zaś prawie kilometr. 

Odległości te zdają się zwiększać jeszcze bardziej, gdy - jak pisał znajomy poeta - "mroźnym tchem piździawka duje", a dom nasz wydaje się samotną wyspą pośrodku białej, niezapisanej kartki demiurga (ach, jakież epickie porównaaaaanie!). Ostatnio jednak ciepełko płynie kablami telefonicznymi z innych domostw, gdzie podobni do nas (czyli niepodobni do nikogo) wariaci mieszkają. Przyznam się bowiem, ze do tej pory nie czytywałem za bardzo innych blogów, bo niespecjalnie przepadam za czytaniem na ekranie. Gdy mam chęć na lekturę, wolę wziąć książkę i udać się gdzieś poza fotel, w którym spędzam godziny pracy. Tym bardziej, że moja praca przede wszystkim na czytaniu z ekranu polega. Odkryłem jednak zalety tabletu, który ostatnio sprawiliśmy synkowi i mnie. Zaczynam zatem zgłębiać z pomocą owego urządzenia treść blogosfery, z którą dobrych kilka lat temu się rozstałem jako czytelnik, odpłynąwszy w inne rejony. 

Fajnie wiedzieć, że są ludziska, którzy też marzną w swoich wymarzonych chałupach na wygwizdowie, mają głowy pełne pomysłów, a szopy pełne węgla, drewna lub - tak jak ja - zimnego powietrza. Fajnie poczytać, o czym piszą, skrobnąć do nich kilka słów, otrzymać odpowiedź. Jakoś tak cieplej.

Pozdrawiam wszystkich neowieśniaków i neowieśniaczki! Znanych na żywo i z blogów! Wznoszę toast ciepłą herbatą z sokiem malinowym Wandzi i miodem od pszczelarza Romana. Zdróweczko! I żeby ciepło było nam przynajmniej w serduchach!