czwartek, 9 października 2014

Jak legalnie palić trawę

Czuję się normalnie jak strażak Sam. Sam sobie winien. Jarać trawę w podkoszulce, myśleć, że po podpaleniu stogu spłonie tylko stóg... Szkoda słów. Ale błędy są po to, by się na nich uczyć i jeszcze przekazać trochę świeżo nabytej wiedzy innym. (Acha, nie, tu nie chodzi o blanty - te póki co są nielegalne i tyle).

Przed paleniem krajobraz był ładniejszy.
Odwrotnie niż to bywa w przypadku trawy nielegalnej. ;)
Co zrobić, gdy po skoszeniu łąki pozostaje na niej masa całorocznej trawy, a nie można liczyć na odpłatną i nieodpłatną pomoc okolicznych rolników? Jeśli trawy nikt nie chce wziąć, trzeba ją spalić. Oczywiście należy to zrobić bezpiecznie i nie łamiąc przepisów. Jak? Jako ognisko. W moim przypadku dokładnie 8 ognisk.

Przede wszystkim dzień musi być bezwietrzny lub prawie bezwietrzny, inaczej ogień może być nie do opanowania. Zadziwiające i trochę przerażające jest to, jak od jednej rzuconej w stóg zapałki w kilkanaście sekund powstaje trzymetrowy płomień. Należy też pamiętać, że ze względu na temperaturę do takiego ognia nie zbliżymy się nawet na kilka metrów, póki się nie wypali. Warto zatem zadbać o odpowiednie zabezpieczenie terenu. I o zabezpieczenie siebie - podkoszulka nie uchroni nas przed temperaturą w razie konieczności zduszenia jakiegoś płomyka blisko głównego ognia. Warto założyć na siebie coś grubego i oczywiście niepalnego.

Przede wszystkim  wokół stogu nie powinno być suchej trawy - należy ją zgrabić, żeby nie zajęła się ogniem. Poza tym jeżeli mamy podłączony do kranu wąż, który sięga do stogów, właściwie mamy problem z głowy. Stoimy sobie i w razie czego polewamy, gdzie trzeba. Ale ja nie miałem tak łatwo. Miałem wiadro wody i widły. Widłami można dusić mniejsze płomyki rozpełzające się po ziemi i niszczące teren, który powinien pozostać nienaruszony. Ale uwaga - trudno jest podejść i zgasić płomyk od tej strony, w którą wieje nawet lekki wiatr - uniemożliwia to gorąco bijące od płonącego stogu i gęsty dym. Kolega Paweł, były strażak, poleca obsypać wcześniej każdy stóg ziemią - małe języki ognia nie powinny się przedostać. Jeśli mamy dużo folii i zbliża się ulewa, możemy przykryć stogi, a palenie rozpocząć, gdy deszcz ustanie - teren wokół będzie mokry i trudniej mu będzie się zająć. Jednak przy takim wielkim płomieniu, jaki bije ze stogu, woda szybko paruje i to, co było mokre od deszczu, szybko może stać się suche i łatwopalne. Ziemia wydaje się najlepszym pomysłem.

Trzeba też się upewnić, czy w odległości mniejszej niż ok. 10 m od stogu nie ma zabudowań, drzew, chaszczy itp. obiektów mogących łatwo złapać ogień. Płomienie rozchodzą się dość szybko, szczególnie w kierunku wiatru. A ten może nagle zmienić kierunek. Wystarczy jeden podmuch z innej strony, a żywioł rozprzestrzeni się tam, gdzie się tego nie spodziewamy. Lepiej przenieść siano gdzieś indziej.

Stóg warto nieco rozgrzebać przed podpaleniem, żeby siano nie dusiło się w środku, bo zrobi się wielka, czarna, rozżarzona buła. Taką bułę można rozgrzebać też później, gdy płomienie się dotlą - powinna się wówczas rozpalić od własnego żaru.

Po całej akcji zostają na łące wypalone placki, na których najchętniej wyrastają osty. Dlatego warto jednak oddać trawę komuś, jeśli jest taka możliwość.

2 komentarze:

  1. Dużo tego siana było? Jakby tak cegły z sianobetonu na jakąś chatkę? Brykiety sianotrocinowe na zimę?

    Jesień bez zapachu palonych ognisk byłaby nie do zniesienia!
    A katpczą się nie przejmuję, niby utrudnia i uprzykrza, ale chyba nic lepszego nie wymyślono.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym wziął chętnie tę trawę na kompost (by za rok rozrzucić na polu i zaorać). chicku

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)