piątek, 4 lipca 2014

Apokaliptycznych wizji lekceważąca dość wiwisekcja

Do czego się przydaje moralizatorska propaganda? Przez całe dzieciństwo dziadkowie mi mówili, że jeśli nie będę się uczył i nie pójdę do liceum, a potem na studia, to będę rowy kopał i inną (w domyśle: haniebną) fizyczną robotę wykonywał, i to za marny pieniądz. Na dodatek będę harował pod kierownictwem tych moich kolegów, co to szkoły wszelkie pokończą, świadectwa z czerwonym paskiem otrzymają i będą tylko siedzieć za wygodnym biurkiem, by mną i innymi tumanami pomiatać.

A dzisiaj co? Pokończyłem te wszystkie szkoły (nie ucząc się do przesady, ot, tyle by je skończyć), a ci, którzy ich nie pokończyli, za niezgorsze pieniądze różną, nie tylko fizyczną robotę wykonują. I owszem, przychodzi nieraz mi zarządzać, jak na przykład dzisiaj, gdy przyjechał pan ogrodnik, ratować krzewy, co je za małe i zbyt słabe kupiliśmy, a wynajęty sąsiad posłusznie ("skoro chcą") zasadził. Pan ogrodnik zrobił wszystko porządnie. Wykosił precyzyjnie trawę i zielsko, dołożył torfu, położył wokół krzewów agrowłókninę, przenosząc najsłabiej rozwijające się do doniczek, a w ich miejsce sadząc przywiezione przez siebie większe, rozwinięte już okazy. Na koniec zaś wysypał wokół sadzonek korę. Następnie przy okazji skosił nam sad, bo ja przez podwójną w tym miesiącu robotę - zawodową i muzyczną - nie znalazłem na to czasu, i powycinał odrosty jabłonek (te od korzeni).

A taki mamy obecnie widok z okna sypialni.
Zerkając przez okno znad komputera na jego pracę, sporo się nauczyłem. Zamiast latać z każdym koszem trawy do kompostownika i na nowo odpalać kosiarkę, zablokował sobie sprzęgło patyczkiem, żeby silnik nie gasł, gdy się oddali, trawę wysypywał zaś na taczkę, którą co kilka minut przesuwał o parę metrów, kosił bowiem nie tak jak ja - w spiralę, a sektorami. Poszło mu dzięki temu dużo szybciej niż mnie idzie zazwyczaj.

Choć takie kompleksowe zlecenia zdarzają mu się rzadko, zarobił dziś dwa razy więcej niż ja po swoich wszystkich szkołach i studiach. Bo to nie wykształcenie wpływa najbardziej na wysokość zarobków, a stosunek popytu do podaży na dany zawód. Fizycznych z fachem i wiedzą ze świecą szukać, a humanistów z magisterką i ćwierćdoktorem, co chcą sztuką i literaturą się parać, wyroiło się od groma. Choć akurat w naszej wiosce jest tylko jeden. :)

Wracając do tematu propagandy: po południu zaczęły mi się oczy zamykać przy pracy i postanowiłem się zdrzemnąć. Nie ruszyłem jednak jak zwykle w pogodny dzień ku hamakowi rozpiętemu pomiędzy śliwą a jedną z jabłoni, bo przecież na zewnątrz pracował pan ogrodnik. Nie chodziło tylko o zwykły takt i szacunek do cudzej pracy, którą obecność mojej rozwalonej w hamaku i śpiącej smacznie osoby zbrukałaby i umniejszyła. Zdałem sobie sprawę, że uplastyczniłaby się tym samym wizja, którą straszył mnie dziadek - że oto jeden sobie spokojnie wypoczywa w przerwie od satysfakcjonującej, intelektualnej pracy, podczas gdy obok drugi wyciska z siebie siódme poty, bo nie poszedł na studia. To nic, że ja bym był tym "lepszym", wykształconym i zarządzającym. Nie uważam się za lepszego czy gorszego i ludzi według pracy i wykształcenia nie wartościuję. W ogóle nie chciałbym w tym dziadkowym "filmie" występować, po żadnej ze stron. Co za straszny świat wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. W moim mikrokosmosie stawiam na współpracę - robię to, co chcę i potrafię, nie dla pieniędzy, ale za pieniądze. A to, czego nie potrafię i nie chcę robić - za te pieniądze opłacam.

Zasnąłem więc w fotelu. Śniły mi się kasyna i burdele postapokaliptycznego Los Angeles. Ano, kiedyś to wszystko i tak w końcu trafi szlag.

8 komentarzy:

  1. Bo w tym nie chodzi o to żeby skończyć studia, ale skończyć takie po których jest praca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby wszyscy idący na studia tak robili, pracę znalazłaby najwyżej 1/4, jeśli nie mniej, bo podaż przerosła by popyt. Sztuka to wybrać takie studia, po których będzie praca za 5 lat, ale których nie wybiorą całe tłumy innych. Tyle że jest to sztuka czarnoksięska, bo rynek jest nieprzewidywalny. Lepiej już by było zobaczyć, jaka praca jest potrzebna, i się po prostu za nią wziąć, ze studiami czy bez. Obie strategie pomijają jednak rzecz najważniejszą: pytanie - co CHCĘ w życiu robić i po co w ogóle się urodziłem. Prowadzą one zatem najczęściej do męczeńskiego piekiełka wypełnionego przymusem i harówką, która nie ma żadnego sensu poza zarabianiem pieniędzy. 90% Polaków niestety daje się na to nabrać, dlatego może nasze społeczeństwo jest tak zmęczone i smutne.

      Usuń
  2. Mój mąż zawsze mówi, że praca fizyczna jest super i chętnie by tak pracował (wie co mówi, bo miał w życiu takie epizody, kiedy pracował fizycznie i to ciężko np. na kutrze na oceanie), a niektórzy ludzie z jego uczelni są głupsi niż wielu naszych super mądrych i fajnych niewykształconych znajomych. Wszystko zależy od człowieka. A jeśli już się jest humanistą, to trzeba być naprawdę dobrym w tym co się robi, żeby mieć pracę i już ;-)
    Co do ogrodnika, to chyba większa satysfakcja jest jak się to wszystko samemu zrobi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W związku z "humanistą" mam podobne odczucia i nie zamieniłbym ani studiów, ani swojej branży na żadne inne.
      Co do ogrodnika zaś - wiem, że praca przy własnym obejściu Cię inspiruje i uszczęśliwia, ale ja mam inaczej. Spełniam się w 100% w tym, co właśnie sprawia, że nie mam czasu na ogarnięcie całego swojego hektara, a bardzo się odprężam, siedząc na podwórku i ciesząc się z tego, że po wizycie pana ogrodnika nie ma na razie nic do roboty i można spokojnie napawać się pięknem krajobrazu i świeżym powietrzem. :)

      Usuń
    2. O to to, drogi panie! Napawać się pięknem krajobrazu, ciesząc się, że nie ma nic do roboty. Ja już jestem na tym etapie.
      A kiedyś mnie nie można było od ciężkiej, (nieraz ponad siły), pracy fizycznej oderwać. Uwielbiałam to.

      Usuń
    3. Niech żyje starość, wolność i swoboda! :)

      Usuń
    4. Śmy się nie zrozumieli! Ja o tym marzę!
      Póki co, to przy stadku kóz i wyrobie serów pracy nie brakuje, ale do grabienia siana, wykopków, pielenia, zbierania owoców już się nie da mnie namówić.

      Usuń
    5. No to się specjalizujesz raczej. :) Ale nadal - niech żyje starość.

      Ja nie przepadam za koszeniem, a to najczęściej muszę robić - ginie przy tym sporo drobnych zwierząt, sprzęt czasem się psuje i trzeba dodatkowo w nim grzebać, nieraz bezskutecznie. Na innych rzeczach "podwórkowych" nie znam się nawet w połowie tak jak ci, co mieszkają na wsi od początku lub pasjonują się ogrodnictwem, i nie bardzo chce mi się tego wszystkiego uczyć - też się specjalizuję i wolę doskonalić już posiadane umiejętności niż nabywać nowe - człowiek, który zna się na wszystkim, nie zna się na niczym.

      Usuń

Zapraszam do komentowania. :)