Wróciliśmy z okołowielkanocnych wojaży i zamiast płowego półpustkowia, które zostawiliśmy wokół chałupy ukazała się naszym oczom zielona kipiel pełna wszelkiego życia. Zaledwie w tydzień krajobraz zmienił się nie do poznania. Najbardziej rozrosła się oczywiście ta roślinność, którą przeważnie przycinamy lub plewimy, a najmniej ta, którą specjalnie zasadziliśmy. Ale cóż - nie przypadkiem ta pierwsza rośnie sama, a drugą trzeba sprowadzać. Choć gdyby zamiast pokrzyw, perzu i ostów wyrastały sobie tu i ówdzie kępki nasturcji i bratków, a tam, gdzie łopian, strzelały w górę róże lub chociaż krzewuszka...
Dzięki naszym wspaniałym sąsiadom roślinki zasadzone otrzymały odpowiednią ilość wody, a Freya - pokarmu. Choć ponoć zwiała na dwa dni nie wiadomo gdzie. Gdy wróciliśmy, pokazała się od razu, cała obdrapana i pokiereszowana. Cóż, chyba lubi na ostro. Ciekawe, kiedy będą małe...
Kosić trzeba oczywiście już, teraz, wczoraj. I oczywiście kosiarka nie działa. Co roku to samo... Poza naglącymi sprawami zawodowymi mam też inne zadanie - urządzić schowek w sypialni. Oddzielamy jedną trzecią pomieszczenia przy pomocy zasłon - będzie przytulniej i cieplej, po co nam dwudziestometrowy pokój do spania? Za zasłoną będzie, a właściwie już jest, bo dziś w ekspresowym tempie go zamontowałem, stelażowy regał na graty, nieużywane ubrania, odkurzacz i wszystko, co do tej pory wala się na widoku, choć piękne nie jest. Na dodatek żonka nakupowała innych elementów wystroju i sypialnia będzie ponoć piękna.
Zobaczymy jutro!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania. :)