wtorek, 10 grudnia 2013

na ślizgawce

A tak nasza szosa wyglądała
dwa lata temu, gdy położono
nowy asfalt.
Wyjechałem po synka do przedszkola wcześniej, bo wczoraj się spóźniłem i dziś chciałem być tam wcześniej. Nie udało się. W sąsiedniej wsi trafiłem na dziadka safandułę, który nie dość, że jechał 20 km/h, to jeszcze co chwilę zatrzymywał się... i zbierał z drogi narzędzia. Dosłownie, jakby to była jakaś gra komputerowa. Otwierał drzwi, wychylał się i zgarniał ze śniegu po kolei: młotek, kilkadziesiąt metrów dalej obcęgi, a po kolejnych kilku minutach łom. Nie zjechał na bok ani razu, chociaż mógł pozwolić się wyprzedzić. Gdy wreszcie sobie pojechał, a ja skręciłem w kolejny odcinek szosy, zaczęła się szklanka i sam musiałem wlec się 20 km/h. 

Z powrotem to samo, ale już bez dziadka safanduły. Dzięki Trójce oraz temu, że śpiewaliśmy z Wojtkiem na cały głos Prosto Kazika, było nawet ciekawie. Pod koniec grzmot zasnął, więc włączyłem klimę na maksa. Chrapie teraz dziedzic w foteliku za moim oknem, a ja mogę dzięki temu o tym napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)