środa, 13 listopada 2013

reminescencje remontowe

Kochani! Dziękuję Wam za wypowiedzi na temat oprysków, śmieci itp. Są dla mnie bardzo cenne. Tych, którzy nie rzekli jeszcze nic, zachęcam. Nie musi być długo, jeśli nie ma czasu i sił, ale chociaż cokolwiek, ogólnie. Też się wypowiem wkrótce, gdy czas odsapnięcia nadejdzie. Temat bowiem trudniejszy jest niż inne, jeśli chce się go zbiorczo potraktować, a i z różnych stron i punktów widzenia opisać. Na razie temat zastępczy. Sufit.

A, jeszcze! Kasia z Bart (nota bene kocia ciocia naszej Frei) pisze, żeby nie zabierać kotu myszy, bo przestanie łapać. Kasiu! Myszy u nas w tym roku na szczęście mało - na razie dwie tylko były. Dzisiaj Freya przez godzinę galopowała, po podłodze i ścianach, miaucząc i pomrukując, uganiając się za własnym ogonem, każdym leżącym na ziemi paproszkiem i polując na wszystko, co się dało, nawet na nogi stoicko sobie stojącego stołu. Nie wierzę, by nie rzuciła się za myszą, gdyby takowa się napatoczyła.

Lato 2013. Belki już są. No, prawie...
A ja przywiozłem z miasta pięć rulonów wełny mineralnej i wziąłem się za ocieplanie sufitu. Wtargałem wszystko na strych, poukładałem równo płyty OSB i, przestawiając wszelkie urzędujące tam dostojne graty, rozwinąłem wełnę na całej połaci. Tam, gdzie nie można było do tej pory stąpać, gdyż poza rachitycznymi konstrukcjami sufitowymi nie było żadnego oparcia dla ciężaru człowieka, poustawiałem tu i ówdzie deski, a nawet jakieś stare, drewniane, malowane na zielono drzwi walające się do tej pory pomiędzy kartonowymi pudłami.

Nasz drewniany sufit nad pokojem (ok. 18 m2) kosztował ok. 500 zł. Rekompensatę pewną stanowi mnóstwo drewna na opał - rozebraliśmy trzy warstwy desek i usunęliśmy stare belki. Zeszły na tym w sumie ze 4 dni, jeśli się nie mylę. Nowy sufit jest jednak piękny. Zdjęcia nie zamieszczę, bo nie mam chwilowo kabla do aparatu. Może później uzupełnię. Do budowy wykorzystaliśmy nowe, nieprzeschnięte deski z tartaku, pomiędzy którymi już po miesiącu były widoczne szpary. Deski jednak przytwierdzone zostały przez przemyślnego majstra Franciszka do belek jedynie prowizorycznie i tylko po to, by podczas procesu schnięcia nie wykręcały się zbytnio. Wiosną zwinę na chwilę wełnę i odsunę płyty, by poprzesuwać deski ostatecznie - dopiero wtedy można będzie rzec, że sufit gotowy.

1 komentarz:

  1. Sufit będzie piękny ;)
    A przesąd o zabieraniu myszy jest, jak to przesąd, nieprawdziwy. Zawsze wyrywam myszy moim kotom, a one wciąż je łapią...

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. :)