wtorek, 25 czerwca 2013

ul Wolności wreszcie zamieszkany!

Wróciłem na majątek z Warszawy około godziny 16 i nie wchodząc nawet do domu, poskładałem, odrutowałem i wtopiłem węzę w nowe ramki. Potem pojechałem po pszczelarza Muchowskiego i moją pierwszą pszczelą rodzinę. Pszczelarz Muchowski przeniósł do skrzynki te pszczoły, które siedziały na ramkach jednego z uli. Mniej-więcej jedna trzecia została w środku. Pytanie, czy wśród przeprowadzonych do mnie robotnic i trutni była również matka. Jeśli nie, trzeba będzie przewieźć ją skądinąd. Jeśli byłaby znakowana, łatwo można by było ją odnaleźć. Ale nie była.

Przewieźliśmy rodzinę w specjalnej skrzynce otulonej kocami. Z wyłączonym radiem, ostrożnie biorąc zakręty, w uniesieniu i z namaszczeniem przemierzyłem 13 kilometrów dzielących obie pasieki, po czym wzięliśmy się za wprowadzanie pszczółek.

Nie było łatwo. Właściwie to nie wiem, jak pszczelarz Muchowski to zrobił. Dostrzegłem tylko, że włożył do ula obsiadłe przez pszczoły ramki, które wziął ze sobą do skrzynki. Owady trzymały się ich, zwisając szerokimi soplami. Pozostałe, chodzące po dnie skrzynki pszczoły po prostu zostały strząśnięte do nowego lokum - ula Wolności.

Nie dostrzegłem tego, bo otumaniony zmęczeniem i jednocześnie rozentuzjazmowany historycznym być może (mam nadzieję) dla mnie wydarzeniem stanąłem przy ulu od strony wylotka. Na dodatek w czarnej koszulce. A pszczoły nie lubią czarnego koloru. Szczególnie pszczoły zdezorientowane i oddzielone od macierzystej rodziny. Gdy się oddaliłem, było już za późno. Trzy wściekłe robotnice goniły mnie do upadłego, aż na podwórko. Straciłem zimną krew i pobiegłem. Dogoniły mnie bez problemu. Dostałem jedno żądło w kolano, drugie w brzuch. I trzecie w szyję.

Wezwanie pogotowia i szaleńcza jazda do szpitala jednocześnie. Żeby zdążyć przed uduszeniem się na śmierć. Tak by było, gdybym był mocno uczulony. Bo nie wiedziałem tego - pierwszy raz w życiu pożądliły mnie pszczoły. Na szczęście reakcją był jedynie ból, nie dość że słaby, to jeszcze stłumiony ekscytacją. Kiedy w dzieciństwie użądliła mnie osa, bolało znacznie mocniej. Ponadto ból po użądleniu miał cierpki posmak czegoś zdrowego. Bo pszczeli jad zdrowy jest bardzo. Nie przez przypadek starsi pszczelarze trzymają się bardzo dobrze i rzadziej chorują. Ogólnie jestem zadowolony. Choć jako nowy opiekun wolałbym zostać przywitany nieco bardziej serdecznie.

Piszę te słowa w pokoju przy komputerze, ale mój umysł jest kilkadziesiąt metrów dalej, za chlewikiem, gdzie kilkadziesiąt tysięcy nowych mieszkańców naszego majątku wśród stłumionego bzyczenia robotnic oddelegowanych do działu klimatyzacji zasypia w nowym domu. Zaraz tam pójdę, przystawić ucho do ula...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)