poniedziałek, 10 czerwca 2013

o chlebie słów kilka

Pisze do mnie pan Maciek z Kępy Niemojewskiej, polecając zdecydowanie chleb własnej produkcji z wyhodowanego samodzielnie zakwasu oraz najprostszych składników. Bardzo mnie zainspirował, za co dziękuję. Takie rozwiązanie wymaga jednak nieco więcej zachodu, naczyń i miejsca, a kuchnia pęka w szwach. Latem będziemy urządzać nową i wtedy na pewno spróbuję swoich sił. Tymczasem jestem zadowolony z chleba z mieszanki. Może i niewiele różni się on od chleba z piekarni (choć jedząc takowy w miastach podczas trwającej właśnie wyprawy, jestem zmuszony kategorycznie zaprzeczyć, by smak można było porównywać), ale znacznie łatwiej jest przechować torebkę mieszanki w szafce niż dwa chleby w zamrażalniku. Nie mówiąc już o tym, że chleb nie tylko ze sklepu, ale jeszcze mrożony to już w ogóle najgorsza opcja.

Nadejdzie czas na prawdziwie domowy chleb. Tymczasem cieszę się, że udało mi się sporządzić i taką chlebułkę. Dopiero ostatniej zimy odblokowała się mi energia na robienie czegokolwiek. Przez pierwszy rok gospodarzenia byłem tak oszołomiony zwalonymi na moją głowę połaciami ziemi, sprzętu, roślin, budynków, gratów, śmieci, ruin, że ledwo starczyło mi przytomności umysłu na palenie w piecu. Pamiętam, że poprzedni właściciel zostawił w sadzie rozłożony namiot i hamaki na jabłoniach. Nie ruszyłem ich przez całą zimę i trzeba je było potem wyrzucić. Nie wiem, dlaczego okazałem taką ignorancję. To był chyba jeden z objawów procesu dostosowawczego, który we mnie zachodził i wciąż zachodzi.

Dziękuję drogim Czytelnikom za komentarze. Napiszę coś w odpowiedzi, gdy już spokojnie wrócę do domu. Pozdrowienia z lubelszczyzny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. :)