sobota, 22 czerwca 2013

Bóg pszczelarz lub tao pszczół

Upał nie do wytrzymania. Ale nie narzekam. Po tegorocznej pięciomiesięcznej zimie postanowiłem sobie każdy letni dzień, bez względu na temperaturę, witać z godnością i wdzięcznością.

Tyle tylko, że pszczelarz Muchowski nocuje sobie w każdej pasiece, którą akurat "obrabiamy" i popija w przerwach od pracy zimne piwko, a ja muszę wracać autem i tylko oczy mi na wierzch wyłażą, gdy na to patrzę.

Dziś poza kręceniem miodu zamienialiśmy miejscami dwa ule. Wszystko po to, by wracające z pola pszczoły powchodziły nie do swoich uli. Krótko mówiąc, zrobiliśmy je w wała. Członkinie silniejszej rodziny trafią do ula z rodziną słabszą i vice versa. Dość karkołomny z pozoru i niepodręcznikowy sposób łączenia rodzin, ale pszczelarzowi Muchowskiemu się sprawdza.

Ja już obyłem się bez kombinezonu i rękawic, z krótkim rękawem i czasem tylko z kapeluszem. Pszczoły naprawdę muszą mieć powód, by użądlić, same wcale się nie pchają. Tym bardziej, gdy się im nadymi podkurzaczem. Gdy dobieramy się do ula i puszczamy dym, nie ostrzą żądeł i nie przygotowują się do ataku, jakby chcieli niektórzy, a nabierają w brzuchy i w poliki jak najwięcej miodu, by ochronić go przed rabunkiem. Są wtedy ociężałe i średnio mogą się poruszać. Żądlić im się nie chce, chyba że jakąś się przygniecie lub dotknie zbyt mocno lub znienacka w odwłok.

Gdy przenosiliśmy ul, trochę się jednak zdenerwowały. Pszczelarza dziabnęły dwie, mnie na szczęście żadna (wolałbym doświadczyć tego po raz pierwszy na własnym terytorium z odpowiednio wyposażoną apteczką pod ręką - nawet nie wiem, jak mój organizm zareaguje na użądlenie). Przyszła mi do głowy pewna myśl. Takie przenosiny były dla pszczół traumą, przeżyły to z pewnością jako swego rodzaju kataklizm. Co najmniej kilkanaście zginęło w trakcie. Będą odbudowywać uszczelnienia przez dwa dni (co dla pszczoły stanowi ogromny kawał czasu). Przez kilka dni będą pojawiać się całe chmary pszczół obcych, które w jakiś sposób zostaną
tao pszczół
zasymilowane. Duża część mieszkanek ula już nie wróci. Słowem - można by te zniszczenia i straty porównać do strat podczas wojny lub klęski żywiołowej. A jednak dla całej rodziny będzie to miało skutek zbawienny - przetrwa, wzmocniona nowo przybyłymi osobnikami. Ale o tym wie tylko pszczelarz.

Porównanie do relacji człowieka i Boga (karmy, tao) nasuwa się sama. Jeśli w naszym świecie działa jakaś równowaga, w której jako ludzkość zajmujemy centralne miejsce, każde przytrafiające się nam nieszczęście w jakiś sposób nam w dalszej perspektywie służy. Albo bardziej indywidualnie, taoistycznie, po buddyjsku, newage'owsko: każde niepowodzenie, dramat, niepomyślny obrót wydarzeń może być niezbędne w naszym życiu po to, by ono ostatecznie mogło się spełnić. Może to być oczyszczenie, może to być okazja do nauki, może z niego wynikać niezbędna, jak się potem okaże, zmiana. Mimo że podobnie jak pszczoły - nastawiamy żądła, protestujemy, złorzeczymy, zupełnie inaczej niż one możemy zaufać, że wszystko ma jakiś cel i sens. To między innymi różni nas od owadów i innych zwierząt.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe to co piszesz. Co nas nie zabije to nas wzmocni i jeszcze musimy potrafić pochylić się nad własnym nieszczęściem.
    Nigdy nie pomyślałabym jednak, że takie odzwierciedlenie może to mieć w świecie pszczół. A jednak jesteśmy przecież na jednej planecie, łączy nas w zasadzie wszystko. Tyle tylko, że te małe pracowite stworzenia są często przez nas kompletnie niezauważane a co gorsza zaniedbane, olewane, niszczone. A to już nie służy niczemu dobremu jak mniemam.
    My się też przymierzamy do uli i do zbudowania rodzinki, która w przyszłości wesprze nasz ekosystem a potem obdaruje nasze podniebienia miodem. Pisz, pisz... będziemy korzystać z Twego doświadczenia. Dziękujemy z góry. pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia!
      Pszczele życie to źródło bardzo wielu metafor i porównań. :)

      Usuń

Zapraszam do komentowania. :)